Nie rozumiem oburzenia mamy. Jak dzieci mają jej nie traktować, jak niemal obcą, skoro widują ją ledwie kilka razy w roku? Przez resztę czasu nie mają z nią żadnego kontaktu, choć mieszka bardzo blisko nas.
Moja matka tuż po urodzeniu się pierwszego wnuka, kategorycznie zabroniła się nazywać babcią. Stwierdziła, że jest za młoda, żeby tak się do niej zwracać. Stwierdziła, że samo słowo "babcia" nijak do niej nie pasuje.
Dzieci przyzwyczaiły się nazywać ją ciotką, biorąc ją za jakąś znajomą rodziny. Moja mama też zabrania mi nazywać się matką z tych samych powodów: taka młoda kobieta jak ona nie może mieć tak dorosłej córki. Byłam w piątej klasie, kiedy moja mama zdecydowała, że posiadanie dziecka ją postarza i kazała mi mówić do siebie po imieniu.
Sprzedawała im historyjkę, że nasi rodzice zmarli, a ona zgodziła się mnie przyjąć, żebym nie trafiła do sierocińca. Moją mamę i mnie dzieli dwadzieścia lat różnicy, ale kogo to obchodzi? Nie wiem, czy mężczyźni jej wierzyli, czy nie.
Nigdy nie miałyśmy z mamą bliskich relacji, co moim zdaniem jest zrozumiałe. Mama szczerze wierzyła, że najważniejszą rzeczą w jej życiu było znalezienie bogatego męża, aby nie musiała sobie niczego odmawiać. Przyzwyczaiłem się do takiego podejścia, dostrzegłem nawet pewne zalety.
Na przykład moja mama od czasu do czasu odwiedzała swoich mężczyzn, a ja zostawałam sama w domu. Zostałam z pieniędzmi i w ogóle, byłam gospodynią domową. Dlatego dość wcześnie nauczyłam się samodzielności. Gotować uczyłam się z książki kucharskiej, sama ustawiałam budzik, żeby nie zaspać do szkoły, sama prałam i prasowałam ubrania. Przy takich umiejętnościach bycie studentem w akademiku nie było dla mnie szokiem.
Wolałbym już! Bo na razie mieszkamy z mamą w sąsiednich domach, choć ona prawie nie pojawia się w domu wnuków. W ogóle nie robi to na mnie wrażenia. W końcu jeszcze nie znalazła męża milionera. Nie ma czasu na wnuki.
Jak już mówiłam, dla wszystkich jest Sylwią, dla moich dzieci Ciocią Sylwią. I choć przy mamie niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć, jej niedawny napad złości był sporym szokiem. Była oburzona, że moje dzieci uważają ją za ciotkę, a nie za babcię.
"Twoje dzieci uważają mnie za obcego! To jest twoje okropne wychowanie!" - nakrzyczała na mnie mama.
Poszło o obrazek, który moje dzieci zrobiły w przedszkolu. Dla mamy mojego męża zrobiły portret "naszej rodziny". Na obrazku narysowały: mamę, tatę, babcię i dziadka (ze strony męża), a nawet siostrę mojego męża. Mojej matki nie było. Nawet nie zwróciłam na to uwagi, bo tak naprawdę nie uważam mojej mamy za członka rodziny.
Moja teściowa zrobiła zdjęcie tego zdjęcia i umieściła je na swojej stronie, moja mama to zobaczyła i oburzyła się, natychmiast dzwoniąc do mnie z oskarżeniami. Powiedziałam jej, że ma to, na co sobie zapracowała i dodałam jej numer na czarną listę.
Dobrze zrobiłam?
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Teściowa nieustannie przynosiła nam rzeczy po najstarszej wnuczce": Kiedy je wyrzuciliśmy, poprosiła o ich zwrot
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Dzieci Barbary Sienkiewicz pilnie potrzebują pomocy. Ania i Piotruś w bardzo trudnej sytuacji
O tym się mówi: 39-letnią Natalię odnaleziono w lesie. Kierowała się w życiu wzruszającą dewizą