Wychowawcy traktowali mnie dobrze i zaprzyjaźniłam się tam z innymi dziećmi. Byliśmy jak wielka rodzina, ponieważ dzieliliśmy ten sam smutek — stratę rodziców.
Bardzo lubiłam czytać. Wolontariusze często przynosili nam różne książki i zabawki. Po ukończeniu podstawówki postanowiłam pójść do technikum, aby uczyć się zawodu kucharza. Wtedy zdałam sobie sprawę, że znalazłam swoje hobby — gotowanie.
Nauczyłam się przyrządzać wykwintne dania i słodkie wypieki. Częstowałam nauczycieli i przyjaciół słodyczami. Wszyscy mnie chwalili, mówiąc, że zostanę wybitnym cukiernikiem.
Kiedy miałam 18 lat, dostałam od państwa małe, jednopokojowe mieszkanie. Tak, to było zwykłe, stare mieszkanie w odległej dzielnicy. Ale nie poddawałam się, szłam dalej i postanowiłam rozwijać swój talent.
Na początku po prostu piekłam babeczki, eklery, ciasta i sprzedawałam je swoim sąsiadom. Powoli mój biznes się rozkręcał i miałam wielu klientów. Połowę pieniędzy odkładałam na czarną godzinę, a resztę wydawałam na siebie i remonty.
Później, gdy skończyłam 23 lata, otworzyłam małą kawiarnię. Sprzedawałam tam swoje rękodzieło i parzyłam kawę. Miejsce nie było zbyt duże, tylko moja lada i dwa stoliki dla gości. Wtedy poznałam Filipa. Często przychodził do mnie kupić coś słodkiego. Zauważyłam, że naprawdę mnie polubił.
Oczywiście zaczęliśmy romansować. Filip często pomagał mi w naprawach. Jeśli zepsuła się lodówka, od razu ją naprawiał, przenosił słodycze na stoiska i pomagał mi sprzątać halę po klientach.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że w moim życiu pojawił się jasny punkt. Po roku związku Filip oświadczył mi się i zaproponował wspólne życie. Nie miał jednak własnego lokum, mieszkał z matką w dużym, trzypokojowym mieszkaniu w centrum miasta. W moim mieszkaniu nie było wystarczająco dużo miejsca dla nas dwojga, więc wprowadziłam się do niego.
Niestety teściowa chłodno przyjęła mnie w rodzinie. Halina nie ufała mi, ponieważ, jak widać, pochodziłam z domu dziecka.
- Synu, skoro nie masz jeszcze dzieci, napisz pozew o rozwód. Nie wiesz, jakie ona dostanie złe geny — podsłuchałam kiedyś, jak Halina szeptała do syna.
Moi rodzice byli dobrymi ludźmi. Nie pili, nie robili złych rzeczy. Dlaczego, u licha, moja teściowa miałaby myśleć, że mogę mieć złe geny? Tylko dlatego, że jestem sierotą? Więc jej zdaniem dom dziecka wychowuje przyszłych chuliganów?
Mieszkaliśmy z panią Haliną przez trzy miesiące, a potem Filip sam spakował nasze rzeczy...
- Albo pogodzisz się z moją żoną, albo nigdy więcej mnie nie zobaczysz!
Przeprowadziliśmy się do mojego starego mieszkania. Tak, nie było tam zbyt wiele miejsca, bo był tylko jeden pokój, ale jakoś żyliśmy razem, serce w serce, bez kłótni.
W tamtym roku, na Wielkanoc, Halina zaprosiła nas do siebie. I ona pierwsza mnie przeprosiła. Powiedziała, że bardzo się pomyliła i nie chciała mnie urazić.
Pomyślałam, że w końcu teściowa zrozumie swój błąd. Jestem dobrą i dobrze wychowaną dziewczyną, mam własną firmę, ale w czerwcu Filip został zwolniony z pracy. Wyjaśniono mu, że sytuacja w kraju jest trudna i firma jest zamykana.
Na początku mój mąż próbował znaleźć nową pracę, wysłał swoje CV, ale albo musiał daleko dojeżdżać, albo musiał pracować tylko na nocne zmiany, albo pensja była niska.
- Cóż, szczerze mówiąc, i tak mamy wystarczająco dużo pieniędzy, bo masz kawiarnię. Nie zbankrutujemy! - cieszył się mężczyzna.
Tak się jednak nie stało. Po prostu siedział mi na karku. Nie pomagał mi ani w pracy, ani w domu. Nie zmywał naczyń, bo to nie jest męskie zajęcie. Nie sprzątał kawiarni, bo był zbyt zmęczony. Potem zaczęłam słyszeć wyrzuty...
Oczywiście skarżył się na mnie swojej matce, teściowa też się na mnie wyżywała, a ja to znosiłam. Próbowałam jakoś zatrzymać Filipa, pokazać mu, że jestem dobrą kobietą. Ale nie widziałam w nim wsparcia ani pomocy. Nie powiedział nawet miłego słowa.
- Dziewczyno, rozumiem, że masz pracę. Ale nie powinnaś zapominać o swoim mężu. Sąsiedzi już plotkują o mnie, mówiąc, że mam taką złą synową. Czy w sierocińcu nie nauczyli cię, że musisz być dobrą kobietą? Chcesz, żebym przyszła i pokazała ci, jak to się robi?
Miesiąc temu nie mogłam tego znieść. Kiedy Filip włóczył się po okolicy, spakowałam wszystkie jego rzeczy do walizki i poprosiłam sąsiada o wymianę zamka. Na początku mąż walił w drzwi pięściami, ale potem zebrał swoje rzeczy i wyszedł.
Wczoraj zadzwoniła do mnie teściowa i płakała do słuchawki:
- Córeczko, proszę, przyjmij Filipka. Ja już sobie z nim nie radzę. Może macie jeszcze szansę zacząć od nowa? To dobry chłopak, tylko trochę leniwy. Chcę odpocząć na starość, a nie zajmować się synem. On już wypił ze mnie życie!
Zablokowałam jej numer telefonu. Nie chcę więcej słyszeć o Halinie i Filipie. To oni są winni zniszczenia naszej rodziny.
Na pewno znajdę swoją miłość i będę szczęśliwa. W końcu żyje się tylko raz. Po co więc znosić takich żałosnych krewnych? Wolę być sama niż w tym piekle. To nie jest rodzina i zdecydowanie nie chcę być niewolnicą Filipa.