Moim głównym marzeniem było więc zarobienie pieniędzy na mieszkanie, własne gniazdko. Kiedy miałam 35 lat, wyjechałam do pracy za granicę i zaczęłam oszczędzać pieniądze na budowę domu. Chciałam, aby było to miejsce, w którym mogłaby mieszkać moja córka i jej przyszły mąż.

Do domu wracałam bardzo rzadko. Pracowałam siedem dni w tygodniu, aby jak najszybciej zrealizować swoje plany. Nie dbałam o siebie ani o swoje zdrowie. Myślałam tylko o tym, jak wrócę do ojczyzny i zacznę wieść zupełnie inne życie. Tymczasem moja córka była pod opieką mojej matki.

Urodziłam wcześnie, a mama pomagała mi od samego początku. Można powiedzieć, że stała się drugą pełnoetatową matką Natalki. Dlatego z czystym sumieniem pojechałam do Włoch. Zrozumiałam, że wnuczka nie będzie ciężarem dla babci. Łączyła je własna, nieznana mi więź.

Budowę domu zaczęliśmy po 10 latach. Moja córka miała już wtedy 25 lat i aktywnie uczestniczyła we wszystkich pracach. Potem Natalka wyszła za mąż, a mój nowy zięć dołączył do budowy. Wszyscy rozumieli, że w domu będzie mieszkać cała rodzina. Dlatego w ich interesie było jak najszybsze zakończenie wszystkich prac.

Budowa trwała trzy pełne lata. Przyszłam na parapetówkę, którą zorganizowała moja córka. Boleśnie to wspominam, ale moja mama tego nie dożyła. Zebraliśmy się w wąskim rodzinnym gronie. Natka ciągle pytała, kiedy wrócę do Włoch.

Było jasne, że córka nie chce, abym tak szybko wracała do domu. Ale mnie się nie spieszyło. Postanowiłam zostać we Włoszech jeszcze przez kilka lat. Poza tym nie mogłam tak po prostu zostawić osoby, którą opiekowałam się przez te wszystkie lata. Od tego czasu minęło pięć lat. Pomyślałam, że wrócę do domu na jakiś czas, tylko w odwiedziny.

Jakież było moje zdziwienie, gdy w domu nikt na mnie nie czekał. Natalia dała mi najmniejszy pokój w domu. Od razu pokazała mi, że to ona jest gospodynią i muszę się z nią liczyć. Chociaż, przypomnę, dom jest zarejestrowany na moje nazwisko. Zaczęłyśmy się ciągle kłócić, bo nie robiłam wszystkiego tak, jak chciała moja córka.

Przypadkowo brałam jej kubek, używałam niewłaściwego ręcznika do wycierania rąk lub naczyń w kuchni. Nie pozwalała mi w ogóle zbliżać się do urządzeń. Wszystko musiało być robione pod nadzorem, w przeciwnym razie mogłabym coś zepsuć, a naprawy były kosztowne.

Byłam tym tak oburzona, że zaczęłyśmy się kłócić. Przypomniałam córce, za czyje pieniądze zostało to kupione. A ona zaczęła mnie obwiniać, że nie było mnie przy budowie domu. Powiedziała, że zainwestowała w niego tyle samo, co ja.

Odeszłam bez pogodzenia się z córką. Nie wiem, co robić. Trudno mi żyć z nią i zięciem. Zarobiłam wystarczająco dużo pieniędzy, aby kupić dom. Teraz myślę o kupnie mieszkania. Ale ile jeszcze lat będę musiała zostać we Włoszech, żeby zarobić na nowy dom? To wstyd, że moja córka wyrosła na tak okropną babę!