Ja i Lena mamy znamy się jeszcze z czasów studenckich. Mieszkałyśmy razem w akademiku. Nie był to łatwy czas. Jadłyśmy wszystko, co nadawało się do jedzenia, nie patrząc na jakość produktów. Wciąż pamiętam, jakim ogromnym świętem były chwile, kiedy ktoś wracał z domu, przywożąc całe torby słoików i pojemników z domowym jedzeniem.
Lena, podobnie jak my wszyscy, jadła wszystko. Dopiero w wieku 30 lat zdecydowała się zostać wegetarianką, choć ja uparcie nazywam ją roślinożercą. Zawsze, gdy ją do siebie zapraszałam, przygotowywałam jej jakieś danie jarskie, żeby mogła z nami siedzieć przy stole. Nigdy nie namawiałam jej na to, żeby jadła mięso, bo to jej wybór, co chce jeść.
Niestety Lena w ostatnim czasie zaczęła wszystkich namawiać mnie i naszych znajomych, żeby przeszli na wegetarianizm. Każde spotkanie kończyło się długim kazaniem ze strony Leny o tym, jak jedzenie mięsa jest złe. Mówiła do nas „naprawdę chcecie jeść zwłoki kurczaka, świni, czy krowy?”. Wielu naszych znajomych przestało w ogóle zapraszać ją na spotkania.
Ja byłam z nią bardzo blisko, dlatego nie zamierzałam jej odcinać tylko z powodu jej obsesji na temat zdrowego odżywiania. Zmieniłam zdanie po imprezie urodzinowej, na którą zaprosiłam Lenę. Mój mąż nie był specjalnie szczęśliwy z tego powodu.
„Znowu będę słuchał o jedzeniu zwłok?” – powiedział niezadowolony.
Zapewniłam go, że postaram się zrobić wszystko, żeby Lena przestała nas raczyć swoimi przekonaniami. Obiecałam mu też, że zrobię górę jego ulubionych pulpecików, które kochał ponad wszystko.
Nastał dzień urodzin. Lena już w progu zmarszczyła nos i stwierdziła, że „chyba nie chce zbyt długo pożyć”. Przerwałam jej w połowie zdania i wysłałam ją do kuchni, żeby pomogła mi pozanosić jedzenie na stół. Kiedy został już tylko talerz z pulpetami dla mojego męża, wręczyłam go Lenie i poszłam do łazienki poprawić makijaż.
Kiedy weszłam do kuchni, zobaczyłam pulpety w koszu na śmieci.
„Lena, coś ty zrobiła?” – krzyknęłam. „Smażyłam je przez dwie godziny!”.
„Uwierz mi, tak będzie dla was lepiej. Postanowiłam zrobić jeszcze kilka sałatek”.
„Co tu się dzieje?” – do kuchni wpadł mój mąż, słysząc nasze krzyki.
Mój mąż widząc swoje ukochane pulpety wśród śmieci, aż cały poczerwieniał. Wziął buty Leny i jej płaszcz i wystawił ją z nimi za drzwi. To był ostatni raz, kiedy Lena gościła w moim domu.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. Zaczęłam bać się własnych dzieci. Mój mąż i ja jesteśmy zmuszeni napisać testament w wieku 50 lat
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Najnowsze informacje o zaginionym Krzysztofie Dymińskim. Jest nowy trop w sprawie 16-latka. Pojawiło się zaskakujące zgłoszenie dotyczące chłopaka
O tym się mówi: Rodzina Kamilka z Częstochowy nie kryje emocji po tym, co stało się na jego grobie. To zobaczyli w święta na mogile chłopca