Historia Natalii jest naprawdę porażająca, a ona sama mimo wszystko nie uważa się za ofiarę. Być może wszystko, co się wydarzyło to jej karma lub zemsta losu. Wyciągnęła jednak dość bolesną lekcję na przyszłość.

Natalia: Dzięki rodzicom zdobyłam wyższe wykształcenie. Zmusili mnie do tego. Nie bardzo podobał mi się kierunek studiów, który wybrali, ale moi rodzice mieli takie podejście: wyższe wykształcenie to podstawa. Przekonywali, że warto mieć konkretny zawód, a jeśli jakaś dziedzina bardziej mi się spodoba to będę miała szansę na to, aby podjąć interesujące mnie studia później.

Wkrótce porzuciłam swoje marzenia, bo pod koniec ostatniej klasy liceum zakochałam się w koledze z klasy. Pobraliśmy się zaraz po maturze. Wtedy pomyślałam: „Super! Teraz dostanę nudną pracę i pójdę na urlop macierzyński. A w tym czasie może przyjdzie to właściwe powołanie i wtedy wybiorę konkretne studia”.

Babcia pozwoliła nam zamieszkać w swoim dwupokojowym mieszkaniu, a sama przeprowadziła się do moich rodziców, do mojego dawnego pokoju. Po roku pracy poszłam na urlop macierzyński. Wraz z narodzinami dzieci moja bajka się skończyła. Tak, dokładnie „dzieci”, bo urodziły się bliźniaki. Jesteśmy z mężem młodzi, niedoświadczeni, nie byliśmy gotowi na takie wyzwanie.

Dwóch chłopców! Moi rodzice pracowali, więc pomagali tylko finansowo i czasem zajęli się chłopcami w weekendy. Czasami przychodziła babcia, ale płacz dzieci za bardzo ją denerwował i czuła się gorzej. Pomagała jednak w domu, dzięki czemu mogłam wychodzić z dziećmi na spacery. Nie było pomocy ze strony męża. Po powrocie z pracy praktycznie od razu się zamykał w sypialni i nie potrzebował kontaktu ze mną.

Na moje pretensje i płacz miał jeden komentarz: ja jestem matką i kobietą, nie pracuję a on mężczyzną, żywicielem rodziny. Co z tego, gdy jego pensja nie wystarczała nawet na najpotrzebniejsze rzeczy. Doszło do tego, że bałam się umyć włosy, żeby szampon się nie zmarnował, a rachunki nie przychodziły zbyt wysokie. Oszczędzaliśmy nawet na jedzeniu. Jako karmiąca matka szybko doprowadziłam się do złego stanu zdrowia, jedząc byle co.

Mój młody i przystojny mąż szybko się tym wszystkim znudził. Mówił: Całe życie przede mną! Popełniłem błąd, żeniąc się tak wcześnie. Stanę na nogi, a potem ponownie wyjdę za mąż i będę miał nową rodzinę.

Moja miłość już dawno wyparowała. A może zabrakło nam sił do wspólnego życia. Po jego odejściu odetchnęłam z ulgą. Zniknęła cała gama zmartwień i wydatków. Za niewielkie pieniądze mogłam nakarmić siebie i dzieci. Z pomocą rodziców i babci dotrwałam do końca urlopu macierzyńskiego i poszłam do pracy. Dwójka dzieci na jednej wypłacie? Na szczęście dawaliśmy sobie radę.

Bardzo szybko zdałam sobie sprawę, że potrzebuję związku i nowego mężczyzny. Nie tylko ze względu na finanse, ale po prostu chciałam być kochana. Zaczęłam aktywnie szukać kogoś nowego. Często siedziałem na portalach randkowych. Pomogła mi babcia – chłopcy trochę podrośli, więc nie sprawiali już tyle kłopotów. Często zostawała z wnukami, gdy ja chodziłem na randki.

Trzy miesiące później poznałam Maćka. Pracował w instytucie badawczym i mieszkał z matką. Taki szalony naukowiec, ale z dobrą duszą. Zakochaliśmy się w sobie i nie przeszkadzały mu moje dzieci.

Szybko dotarło do mnie, że to nie będzie łatwy związek. Przyszła teściowa mnie nie zaakceptowała ze względu na życiowy bagaż i dzieci. Nastawiłam się na długą walkę o to, abym została zaakceptowana jako synowa.

Podczas naszego pierwszego spotkania matka Maćka zachowywała się bardzo powściągliwie. Zapytała o moje wykształcenie, czy mam kontakt z byłym mężem. A tuż przed ślubem nagle zapytała: Czy jesteś właścicielem mieszkania? Dała mi do zrozumienia, że nie chce, abyśmy wprowadzili się do niej. Zapytała też, że będziemy mieć wspólne dzieci?

To moje mieszkanie! – rzuciłam bez wahania, bo chciałam, aby dała spokój tej sprawie. To kłamstwo wiele mnie kosztowało.

Mieszkanie wciąż należało do babci i nigdy nie poruszałam kwestii zapisu go na mnie. Płaciłam czynsz i media.

Doszło do wesela, Maciek po ślubie zdecydował się na adopcję moich dzieci, a były mąż nie miał nic przeciwko. Rok później urodziła się nasza córka. Znowu poszłam na urlop macierzyński. Zaczęłam zastanawiać się, co dalej. Nie chciałam wracać do poprzedniej pracy. Bardzo kochałam dzieci, łatwo znajdowałam z nimi wspólny język. Moi synowie mieli problemy z mową. Musieliśmy płacić naprawdę duże pieniądze za prywatnego logopedę. Wpadłam wtedy na pomysł, by zacząć studia w tym kierunku.

Z łatwością zdałam egzaminy wstępne i zaczęłam naukę zdalnie. Wybrałam uczelnię w innym mieście, ponieważ była dużo tańsza. Po jakimś czasie zaczęłam przyjmować pierwszych klientów. Wkrótce było ich tak wielu, że rzuciłam nielubianą pracę i skupiłam na prywatnej praktyce. Latem jeździłam z synami na działkę rodziców.

We wrześniu wróciłam z urlopu, wkładam klucze do zamka w drzwiach i nie mogę ich otworzyć. Zadzwoniłam do męża i usłyszałam, że klucze są pod wycieraczką. Mąż wymienił zepsuty zamek i zapomniał mnie ostrzec.

Weszłam do domu, zrobiłam porządki, umyłam dzieci, ugotowałam obiad, nakarmiłam chłopców i położyłam się, bo byłam zmęczona po całym dniu.

Obudziłem się w nocy i zdałem sobie sprawę, że Maciek nie wrócił do domu. Dzwonię, a on nie odbiera! Następnego dnia przyszła do mnie kobieta, która przedstawiła się jako prawniczka Maćka.

Jesteś niedobrą matką, piłaś, paliłaś przy swoich dzieciach, zachowywałaś niemoralnie. Nie pracujesz, mąż i teściowa cię utrzymują. Męża wyrzuciłaś z domu, zmieniłaś zamki. Mamy świadków na każdy z tych zarzutów. Rozwiedziesz się z Maćkiem, zostawisz mu dzieci, a także mieszkanie! – rzuciła, a ja zdębiałam słysząc wszystkie te kłamstwa.

Adwokatka dała mi do podpisania jakieś dokumenty. Nie wierzyłam w to, co się dzieje. Nie spodziewałam tego, że mój mąż i jego matka mogą być takimi oszustami! Najpierw wpadłam w panikę, chciałam uciec z mieszkania wraz z dziećmi.

Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. To była babcia. Kiedy ją zobaczyłam, natychmiast doszłam do siebie. Prawniczkę wyrzuciłam z mieszkania, kazałam się jej skontaktować za kilka dni.

Potem opowiedziałam całą historię swojej babci. Powiedziałam o tym, że skłamałam przed ślubem na temat tego, do kogo należy mieszkanie. Pomyślałam też, że skoro są oszustami to dlaczego przez cały ten czas nigdy nie sprawdzili, czyje to naprawdę mieszkanie?

Babcia rzeczowo zauważyła: Więc niczego nie osiągną, nie martw się. Teraz zajmijmy się resztą.

Zadzwoniła do moich rodziców. Przyjechali po pracy i zaczęliśmy planować kolejne kroki. Następnego dnia złożyłam pozew o rozwód. Oczywiście z żądaniem alimentów. Rodzice przez znajomych znaleźli dobrego prawnika.

Wszystko potoczyło się dobrze. Maciek wrócił do matki, płaci mi alimenty na trójkę dzieci. Babcia rozpuściła tyle plotek na ich temat, że musieli się przeprowadzić. Co ze mną? Pracuję w przedszkolu jako logopeda. Już nie zamierzam wychodzić za mąż. Poprosiłem tylko babcię, żeby się do mnie wprowadziła – nie chcę mieszkać sama.

Jak informował portal "Życie News": MIEJSCE SPOCZYNKU 8-LETNIEGO KAMILKA PRZYKRYŁ DYWAN BIAŁYCH KWIATÓW. W OSTATNIĄ DROGĘ ODPROWADZIŁY CHŁOPCA NIEPRZEBRANE TŁUMY. WIDOK CHWYTA ZA SERCE

Przypomnij sobie: Z ŻYCIA WZIĘTE: ZDECYDOWAŁAM SIĘ PRZYJĄĆ TEŚCIOWĄ DO SWOJEGO DOMU I SZYBKO TEGO POŻAŁOWAŁAM. PO LATACH POKAZAŁA PRAWDZIWĄ TWARZ. NIE WIEM, CO ROBIĆ

Portal "Życie News" pisał również: JOANNA OPOZDA PODJĘŁA ISTOTNĄ DECYZJĘ WOBEC ANTONIEGO KRÓLIKOWSKIEGO. AKTOR MOŻE STRACIĆ KONTAKT Z SYNEM NA ZAWSZE. O DALSZYCH LOSACH ZDECYDUJE SĄD

W ostatnich dniach pisaliśmy także o: LECH WAŁĘSA WYZNAŁ BEZ OGRÓDEK, CZEGO BOI SIĘ NAJBARDZIEJ. PORUSZAJĄCE PRZEMYŚLENIA BYŁEGO PREZYDENTA W SIECI. ZDECYDOWAŁ SIĘ NA PUBLICZNĄ SPOWIEDŹ