Leżał i płakał na łóżku w sierocińcu. On, mały czteroletni Sasza, bał się. Nie rozumiał, dokąd poszli jego matka i ojciec. Małe serduszko trzęsło się z bólu, szlochając, Sasza zawołał: „Mamo, mamusiu…!” Jednak nikt nie przyszedł, wszystkie dzieci spały, a wychowawcy nie przejmowali się łzami kolejnego porzuconego dziecka.

Saszę urodziła narkomanka, zostawiając go natychmiast w szpitalu. Sześć miesięcy później został adoptowany przez dobrze prosperującą rodzinę, w której mieszkał przez trzy i pół roku.

Nic o tym nie wiedział, wspomnienia z dzieciństwa z pierwszych miesięcy życia nie są pamiętane. Wszyscy myśleli, że dziecko było bardzo szczęśliwe, ponieważ jego rodzice zostali znalezieni natychmiast, a on nie miał czasu ze swoim małym umysłem, aby zdać sobie sprawę, że został opuszczony.

Sasza przez trzy i pół roku mieszkał w rodzinie, w której kochali go matka i ojciec… Potem nastąpiło nieoczekiwane szczęście — matka Swietłana powiedziała, że ​​będzie miał brata lub siostrę. Sasza był szczęśliwy, chociaż nawet nie rozumiał dlaczego. Wszystko się zmieniło od tego dnia. Zaczął czuć, że jego matka go nie potrzebuje, a jego ojciec uważał, że stał się irytujący. Dziecko starało się jak najlepiej zadowolić matkę, przytulało ją, padało na kolana, ale Swietłana zaczęła się oddalać od dziecka.

Siergiej, mąż Swietłany, zawsze był przeciwny adopcji. Nie rozumiał, jak czuć miłość do dziecka, które nie ma z nim nic wspólnego. Jednak jego żona była tak zrozpaczona, że ​​nie mogła urodzić mu dziecka. W końcu dał się namówić.

„Mam nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze” - powiedział.

Mam nadzieję… Jakie to straszne, że los małego chłopca zależał od uzasadnienia nadziei. Wszystko poszło całkiem dobrze. Sasza dorastał jako zwykłe dziecko, które przynosi rodzicom radość i troskę. Siergiej nawet się do niego przywiązał, chociaż w głębi serca się do tego nie przyznał. Czasami nadzieja jest tak duża, a tak mała, gdy w grę wchodzi los dziecka.

Mijały lata. I tutaj — Swietłana zaszła w ciążę! Cud! Naprawdę Boża opatrzność! Jakże był wtedy szczęśliwy, bo stało się to wbrew wszelkim diagnozom i przewidywaniom lekarzy. Żaden z nich w tym czasie nie rozumiał najważniejszego — ten prezent został im przekazany tylko przez Saszę.

A Sasza stał się zbyteczny, niepotrzebny. Tata przestał się z nim bawić i nawet zwracając na niego uwagę, mama zawsze myślała o czymś własnym. Był karmiony, chodził jak pies, w domu mówili - „miejsce!” Zaczął płakać i oddawać mocz w nocy, to szaleńczo zirytowało tatę, podniósł nawet rękę na Saszę.

Ból. Po raz pierwszy w obliczu bólu dziecko nawet nie rozumiało, dlaczego wszystko się zmieniło. Dlaczego tata go nie kocha, tylko krzyczy, a mama nie zwraca na niego uwagi. Jak można było zrozumieć tę małą niewinną duszyczkę — że była obca, że ​​nigdy nie była krewną tych dwojga dorosłych.

Andrzej zaczął rozmowę o tym, że Sasza powinien wrócić do sierocińca. Przedstawił dziesiątki argumentów, ale główne było to, że będą mieli własne, rodzime, pożądane. Swietłana nie kłóci się z mężem, kochając dziecko, które rośnie w jej sercu, zrozumiała, że ​​nigdy nie pokocha tak dziwnego dziecka.

Niestety, dopiero teraz… Podjęto decyzję, rodzice złożyli w sądzie dokumenty o zrzeczeniu się pieczy nad Saszą. Nadzieje Andrzeja legły w gruzach… Nic nie rozumiejąc, dziecko siedziało na krześle w obcym domu, do którego go zabrano, sąd był za zamkniętymi drzwiami. Proces, w którym mama i tata odmówili mu dalszej opieki. Rozejrzał się, zauważył współczujące spojrzenia i zmrużył oczy, a jego oczy były pełne łez, patrząc na przechodzących nieznajomych.

Sasza był strasznie przestraszony, drżał i zadrżał na trzask drzwi sąsiednich biur. Kiedy mama i tata wyszli, tato nawet nie spojrzał na dziecko. A mama podeszła do niego z ciocią i powiedziała: „Sasza, pójdziesz z tą ciocią”. Nie odwracając się, poszła za swoim mężem i Saszą, zdając sobie sprawę, że idą, krzyczał, pobiegł za nimi. Ciotka chwyciła go za rękę, a on, zdając sobie sprawę, że stało się coś strasznego, zaczął gryźć, bić i wyrywać się.

Krzyknął: „Mamo, nie odchodź!” Jednak Swietłana go nie usłyszała, razem z mężem wsiedli do samochodu i pojechali do domu. Płaczącego Saszę przywieziono do jakiegoś strasznego domu. Rozejrzał się i wydało mu się, że świat wywrócił się do góry nogami. Zabrano go do pokoju z tymi samymi dziećmi.

Szybko pobiegł do kąta i usiadł, zakrywając dłońmi swoją małą twarz, jakby chciał się od wszystkiego zdystansować. Myślał, że zamknie oczy, otworzy je, a jego matka znowu tam będzie. Będzie czytać mu w nocy bajki i całować go, a tato złapie pod pachami i podrzuci do nieba.

Mijały dni, ale mama nie przyszła i go nie odebrała. Płakał, płakał nieustannie, nie bawił się z innymi dziećmi. Biedny dzieciak nie wiedział, że on, tak bezbronny, został już dwukrotnie zdradzony. Tylko jedna stara nauczycielka mogła go przekonać do jedzenia. Było w niej tyle miłości i ciepła, że ​​Sasza po prostu odżywał, kiedy pracowała. Ciotka Walia położyła go na kolanach i potrząsnęła nim, mówiąc: „Biedny człowieku, jesteś mój, co to jest dla ciebie? Czy Pan nie widzi… »

Sasza nie rozumiał jej płaczu, ale było mu ciepło i dobrze, więc zasnął w jej ramionach. Na próżno ciotka Wala wątpiła w Bożą opatrzność. Swietłana zmarła we wczesnym, bardzo trudnym porodzie, rodząc martwe dziecko.

A Andrzej, mając nadzieję, że wszystko będzie dobrze, po prostu się upił, tracąc zarówno pracę, jak i mieszkanie i duszę. A Sasza został adoptowany przez rodzinę prawosławnego księdza, który przeczytał o tej strasznej sprawie z lokalnej gazety. Żona księdza, Maria, która miała pięcioro własnych dzieci, ani przez chwilę nie wątpiła, że ​​mąż pozwolił jej przeczytać tę historię. A Sasza nigdy więcej w swoim życiu nie czuł się obcy i odrzucony.

Przypomnij sobie o… GDAŃSK: ŚLUB W CZASACH PANDEMII. POMIMO OBOSTRZEŃ I KONIECZNOŚCI NOSZENIA MASECZEK, CHĘTNYCH NIE BRAKUJE. JAK TO OBECNIE WYGLĄDA

Jak informował portal Życie: BYŁA ŻONA DANIELA MARTYNIUKA POSTANOWIŁA REAGOWAĆ. CZY TO OZNACZA PROBLEMY DLA RODZINY MARTYNIUKÓW

Portal Życie pisał również o… WARSZAWA: BURMISTRZ JEDNEJ Z WARSZAWSKICH DZIELNIC MIAŁ KORONAWIRUSA, TERAZ SAM OSTRZEGA INNYCH. CO TAKIEGO MÓWI