Dziennikarz TVP, Marcin Dryszel, został zawieszony po tym, jak podczas relacji na żywo z pożaru w Warszawie wypowiedział niecenzuralne słowo.


Wpadka Dryszała miała miejsce w niedzielnym wydaniu "Panoramy". Reporter relacjonował dramatyczne wydarzenia z miejsca zdarzenia, ale wyraźnie widać było, że jest zdenerwowany i nie radzi sobie z presją. W pewnym momencie, zirytowany sam sobą, rzucił na wizji niecenzuralne słowo na "k", informuje Pomponik.


Wpadka wywołała burzę w mediach społecznościowych. Internauci krytykowali zachowanie dziennikarza, podkreślając, że TVP po zmianach obiecywała "czystą wodę", a takie wulgaryzmy nie powinny mieć miejsca w publicznej telewizji.


Do sprawy włączyła się również Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, która wszczęła postępowanie wyjaśniające.


W poniedziałek Wirtualne Media poinformowały, że Marcin Dryszel został zawieszony. Dziennikarze TVP starają się jednak usprawiedliwiać jego zachowanie, tłumacząc, że "zjadła go trema", ponieważ nie miał wcześniej doświadczenia z relacjami na żywo.


Warto jednak podkreślić, że wpadka Dryszała miała miejsce podczas prawdziwej relacji na żywo, a nie paralive'a, czyli udawanego łączenia na żywo.


Sytuacja Marcina Dryszała pokazuje, jak trudno jest zachować spokój i profesjonalizm w stresujących sytuacjach. Nawet doświadczeni dziennikarze mogą popełniać błędy, gdy presja jest zbyt duża.


Ta wpadka z pewnością będzie miała negatywny wpływ na karierę Dryszała. Pozostaje pytanie, czy uda mu się wrócić do pracy w TVP i czy uda mu się odzyskać zaufanie widzów.
Warto również zastanowić się nad tym, czy TVP powinna wprowadzić jakieś zmiany w szkoleniu swoich dziennikarzy, aby tego typu wpadki nie powtórzyły się w przyszłości.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte."Nie chcę widzieć mojej byłej teściowej na komunii córki": Jej syn nawet nie płaci alimentów

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Zatrważająca sytuacja w jednym z kościołów. 10-letnia dziewczynka przystąpiła do spowiedzi. Ksiądz zrobił awanturę na całą świątynię. Jak to możliwe