34-letnia pani Marta, mieszkanka Gdańska, w siódmym miesiącu ciąży odwiedziła bliskich we Włocławku. Tam nagle jej stan się pogorszył - pojawił się obrzęk nogi, ból w klatce piersiowej i duszności. Choć rodzina natychmiast wezwała pogotowie, a pani Marta trafiła do szpitala, zmarła zaledwie dwie godziny po przyjęciu.


Bliscy pani Marty twierdzą, że ratownicy medyczni nie rozpoznali w porę symptomów choroby i nie zareagowali adekwatnie do sytuacji, informuje Poradzik Zdrowie.


Ratownik mówił, że to histeria - relacjonuje szwagier pani Marty. - Marta ledwo łapała oddech, a oni ją na siłę przeciągnęli do karetki.


W szpitalu kobieta musiała czekać godzinę na konsultację z lekarzem. Dopiero po upadku z noszy zajęto się nią na oddziale patologii ciąży. Niestety, doszło do zatrzymania akcji serca. Medycy przeprowadzili cesarskie cięcie, ale nie udało się uratować ani matki, ani dziecka.
Wstępne wyniki sekcji zwłok wskazują na zator jako przyczynę śmierci. Rodzina pani Marty zarzuca personelowi medycznemu nieprawidłowości w dokumentacji medycznej.


Prokuratura wszczęła dochodzenie w sprawie. Bada, czy doszło do błędu medycznego.
Sprawa budzi wiele pytań. Czy ratownicy medyczni prawidłowo ocenili stan pani Marty? Czy personel szpitala zareagował wystarczająco szybko? Czy można było uratować życie kobiety i dziecka?


Dochodzenie prokuratury ma wyjaśnić te tragiczne wydarzenia.


To też może cię zainteresować: Rząd szykuje zmiany w prawie spadkowym. Czy będą ułatwienia dla spadkobierców

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Plan pożegnania z królem Karolem gotowy. 'Operacja Menaia Bridge' obejmuje szereg kroków i przygotowań. Czy Wielka Brytania gotuje się do najgorszego