Jak przypomina portal "Goniec", w nocy z piątku na sobotę doszło do poważnego wypadku na moście Dębnickim w Krakowie. Kierującym i jedną z ofiar śmiertelnych był syn Sylwii Peretti, którą widzowie kojarzą z programu "Królowe życia". Strażak biorący udział w akcji ratunkowej nie krył emocji. Jak podkreślił, w swojej pracy widział wiele, ale skala tego wypadku była dla niego porażająca.
Tragiczny wypadek
O wypadku na moście Dębnickim w Krakowie mówi cała Polska. W wypadku zginęło czterech młodych mężczyzn, w tym kierujący pojazdem syn Sylwii Peretti. Rzecznik małopolskiej straży pożarnej mł. kpt. Hubert Ciepły w rozmowie z dziennikarzami "Wirtualnej Polski" przyznał, że była to jedna z dramatyczniejszych akcji, w jakich brał udział.
Strażacy wysłani do wypadku mieli świadomość, że wypadek może mieć dramatyczne skutki. Jak przyznał Ciepły, nikt po tego rodzaju kolizji nie wychodzi o własnych siłach z rozbitego pojazdu.
Strażacy przybyli na miejsce po 4 minutach od wezwania. Ratownicy musieli przenieść sprzęt na własnych rękach, bo w miejsce to nie był w stanie dostać się żaden wóz ratowniczy.
Dramatyczna relacja
Służby wskazują, że ofiary wypadku nie miały szans na przeżycie. Jak przyznaje Ciepły, w swojej pracy w służbach widział naprawdę wiele dramatycznie wyglądajacych wypadków, ale skala zdarzenia na moście Dębnickim była dla niego ogromnym zaskoczeniem.
"Widziałem niejeden poważny wypadek, ale w tej skali w trakcie mojej zmiany jeszcze nie" - powiedział rzecznik strażaków.
Miejmy nadzieję, że ten wypadek stanie się przestrogą dla innych.
To też może cię zainteresować:Policji nadal nie udało się ustalić tożsamości świadka wypadku, w którym zginął syn Sylwii Peretti. Były funkcjonariusz wskazuje, że to nie przypadek
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Wybrano najpiękniejszego mężczyznę na świecie. W sobotę poznaliśmy Mistera Supernational 2023. Zwycięzca konkursu piękności miał potężną konkurencję