Mój ojciec, Zbigniew, lat sześćdziesiąt cztery, po prostu pewnego dnia spakował walizkę i wyszedł. Bez kłótni, bez słowa. Zostawił mamę po czterdziestu trzech latach małżeństwa.
Powiedział tylko:
– Zasługuję jeszcze na odrobinę szczęścia.
I poszedł… do kobiety młodszej od siebie o trzydzieści lat.
Mama siedziała wtedy przy stole z kubkiem herbaty. Nie płakała. Tylko powtarzała:
– Przecież to jakiś żart. Przecież nie zostawia się rodziny w tym wieku…
Nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Bo ja też nie rozumiałam. Jak można porzucić wszystko – dom, wspólne lata, wspomnienia – dla jakiejś nowej kobiety, która nagle sprawia, że 64-letni mężczyzna zaczyna zachowywać się jak zakochany chłopiec?
Zresztą… ta kobieta nie była żadną „miłością życia”. Była obrotna, głośna i przebiegła. I, niestety, doskonale wiedziała, jak owinąć sobie takiego naiwnego faceta wokół palca.
Ojciec kupił jej samochód, zabrał na wakacje, wydawał oszczędności, które z mamą gromadzili przez całe życie. Twierdził, że wreszcie „żyje po swojemu”. Zaczął nosić modne kurtki, farbować włosy, słuchać muzyki, której wcześniej nie znosił.
A kiedy próbowałam z nim porozmawiać, usłyszałam tylko:
– Ty nic nie rozumiesz. Twoja matka nigdy mnie nie doceniała.
Matka. Kobieta, która go wspierała, prała, gotowała, prowadziła mu dom, gdy on budował firmę i narzekał, że jest zmęczony. Teraz była dla niego „przeszkodą w szczęściu”.
Przez kilka miesięcy nie mieliśmy z nim kontaktu. Nie dzwonił, nie odwiedzał, nie zapytał nawet, jak mama się czuje. Aż pewnego dnia zadzwoniła jego „miłość”.
– Proszę, niech pani przyjedzie – powiedziała nerwowo. – On… on chyba ma zawał.
Pojechałam natychmiast.
Ojciec leżał w szpitalu, osłabiony, z sercem ledwo bijącym. A „kochanka”? Zniknęła następnego dnia. Nie pojawiła się ani razu.
Kiedy doszedł do siebie, był jak cień człowieka, którego znałam. Firma upadła, pieniądze się skończyły, a ona – ta, dla której zniszczył rodzinę – zdążyła sprzedać jego samochód i zabrać, co mogła.
– Wiedziałem, że zapłacę za to – powiedział kiedyś, gdy odwiedziłam go w wynajętym pokoju. – Ale nie sądziłem, że aż tak.
Nie odpowiedziałam. Bo w głębi serca współczułam mu, choć wciąż czułam gniew.
Mama nie chciała go widzieć. Powiedziała, że drugi raz już serca nie odda człowiekowi, który je zdeptał.
Mój tatuś w jednej chwili przekreślił rodzinę i poleciał do kochanki. Mówił, że to miłość, że „jeszcze ma prawo do życia”. Teraz ma prawo tylko do samotności i wspomnień, które gryzą go bardziej niż choroba.
Karma naprawdę wraca – tylko nie zawsze głośno. Czasem po prostu przysiada się obok starego człowieka w pustym mieszkaniu i szepcze mu do ucha:
„A mogłeś zostać z tymi, którzy naprawdę cię kochali.”
To też może cię zainteresować: Czarne chmury nad Zbigniewem Ziobrą. Jest zawiadomienie do prokuratury
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Fani odliczają dni do ślubu Katarzyny Cichopek i Macieja Kurzajewskiego, a tu takie wieści. Tak spisał się przyszły mąż aktorki