Była uosobieniem lat 60. — energią, wdziękiem i rytmem. Helena Majdaniec, "królowa polskiego twista", z dnia na dzień stała się symbolem nowoczesności i muzycznej rewolucji w powojennej Polsce. Jej życie potoczyło się jak scenariusz filmu – pełnego zwrotów akcji, wielkich szans i dramatycznych decyzji, które raz na zawsze odmieniły jej los.
Urodzona w 1941 roku w Mylsku na Wołyniu, dzieciństwo spędziła w cieniu wojennej zawieruchy. Po wojnie wraz z rodziną przeniosła się do Szczecina – miasta, które stanie się jej artystycznym domem. Właśnie tam rozpoczęła swoją drogę sceniczną, debiutując w klubie "Pinokio", a niedługo później błyszcząc podczas Festiwalu Młodych Talentów. Wyróżniona obok takich legend jak Niemen czy Karin Stanek, od razu zwróciła na siebie uwagę całego kraju.
Była nie tylko utalentowana, ale też odważna. Publiczność kochała ją za przeboje takie jak „Rudy rydz” czy „Wesoły twist”. Kobiety kopiowały jej fryzurę i odważne stylizacje, mężczyźni wzdychali do jej uśmiechu. Przede wszystkim jednak Helena Majdaniec była pionierką – sceniczną osobowością, która nie bała się być inna.
Sukcesy w kraju szybko przerodziły się w międzynarodowe zaproszenia. Występ w paryskiej Olimpii w ramach programu „Idole młodych” przyniósł jej zachwyt francuskiej publiczności – podobno samą Marlenę Dietrich wprawił w podziw. Majdaniec stanęła u progu światowej kariery. I wtedy wszystko przerwała... jedna fotografia.
Zdjęcie, na którym artystka została uchwycona w ręczniku, trafiło do prasy wraz z sugestią, że Polka wyjechała „za chlebem”. W oczach PRL-owskich władz był to akt niewybaczalny. Odebrano jej paszport, a międzynarodowa kariera rozsypała się w proch.
Sytuację uratował... Jurij Gagarin. Słynny kosmonauta, zauroczony występem Majdaniec w Soczi, pozował z nią do wspólnych zdjęć. Dzięki pozytywnemu rozgłosowi, artystce ostatecznie przywrócono możliwość podróżowania. W 1968 roku osiedliła się w Paryżu, gdzie rozpoczęła nowy rozdział — jako artystka kabaretowa. Francja dała jej scenę, ale nigdy już nie dała tej skali sukcesu, która mogła być jej udziałem.
Nie chciała współpracować ani z francuskim, ani z polskim wywiadem, choć kusiły ją obie strony. Wybrała niezależność – kosztem kariery. Jak wspominał jej szwagier, była to świadoma decyzja, która miała ocalić jej tożsamość.
W latach 90. coraz częściej wracała do Polski. Marzyła o powrocie do Szczecina na stałe. Ostatni raz wystąpiła publicznie w programie „Rozmowy w toku”, u boku Karin Stanek. Dwa dni później zmarła nagle na zator płucny. Miała zaledwie 60 lat.
Została pochowana w rodzinnym mieście. Na nagrobku widnieje napis, który śpiewała tysiącom fanów — „Jutro będzie dobry dzień”.
Dla Heleny Majdaniec jutro już nie nadeszło. Ale legenda jej głosu, odwagi i wolności pozostała — nieprzemijająca jak melodia jej przebojów.
To też może cię zainteresować:
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: