Wierna. Z tych kobiet, które rezygnują z własnych planów, by wspierać męża, dbać o dom, pamiętać o rocznicach, o zupie bez cebuli, o prasowaniu koszul. Na początku był czuły. Spokojny. Mówił, że się boi mnie stracić – uważałam to za dowód miłości.

A potem strach przerodził się w kontrolę.

Zaczął zadawać pytania. Niewinne z pozoru.

– Z kim byłaś na lunchu?
– Czemu nie odpisałaś od razu?
– Kto to napisał do ciebie o 22:14?

Zaczęłam żyć jak pod lupą. Sprawdzał mój telefon, czasem w nocy przeglądał moją torebkę. Mówił, że to dla bezpieczeństwa. Że dziś tyle zdrad, tyle rozpadów. Że on tylko się martwi. A ja – żeby nie prowokować – zaczęłam się tłumaczyć. Coraz częściej. Coraz bardziej pokornie.

Z czasem przestałam nosić sukienki, bo mówił, że „to przyciąga spojrzenia”. Przestałam malować usta, bo „to nie dla mężatki”. Przestałam wychodzić na firmowe wyjazdy, bo „po co ci takie imprezy?”. Z pracy wracałam jak na komendę – minuta spóźnienia, a już dzwonił.

Zaczęłam się kurczyć.

Aż pewnego dnia – zupełnie zwyczajnego – kolega z biura przyniósł mi herbatę, bo zauważył, że kaszlę. I powiedział coś, czego nie słyszałam od lat:

– Dobrze cię widzieć. Brakuje tu twojego uśmiechu.

To było wszystko. I jednocześnie – to było wszystko.

Nie zakochałam się od razu. Nie było namiętności ani filmu. Było ciepło. Było słuchanie. Było milczenie bez oceny. A potem – było uczucie. Ciche. Uparte. Aż w końcu było ciało, którego nikt nie kontrolował. Tylko dotyk, który nie ranił.

Wróciłam do domu z winą jak kamieniem pod sercem. Ale wreszcie z poczuciem, że jeszcze istnieję jako kobieta, nie tylko jako czyjaś własność.

Mąż się dowiedział. Zobaczył wiadomość. Krzyczał. Rzucał. Groził, że mnie zniszczy. A ja – po raz pierwszy – nie płakałam. Tylko patrzyłam mu w oczy i powiedziałam:

– Ty mnie już dawno zdradziłeś. Nie inną kobietą. Sobą. Tym, kim się stałeś.

Nie jestem dumna. Ale nie żałuję. Bo czasem zdrada nie rodzi się z braku miłości – tylko z braku powietrza.

A ja po prostu przestałam oddychać.

To też może cię zainteresować:

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: