Gdy zbliża się sezon ślubów i komunii, wiele osób staje przed pytaniem, które odkładały latami: Czy wrócić do spowiedzi? To, co miało być duchowym oddechem, dla niektórych staje się źródłem niepokoju. Szczególnie jeśli ostatnie wyznanie win miało miejsce… dekadę temu. Lęk przed oceną, wstyd, poczucie zagubienia — to wszystko potrafi skutecznie oddalić od konfesjonału. Ale duchowni mają dla wiernych jasny przekaz: nie bój się wrócić.
Ks. Piotr Kosmala, który aktywnie działa w mediach społecznościowych, wprost obala najczęstszy mit: ksiądz nie krzyczy, nie zawstydza, nie potępia. — Kiedy ktoś wraca po latach, nie myślę o jego nieobecności, tylko o tym, że wreszcie jest. To moment łaski, a nie potępienia — wyjaśnia duchowny. Jak dodaje, wielu ludzi boi się nie samego sakramentu, lecz własnego wstydu. A przecież wystarczy jedno proste zdanie: „Nie pamiętam, jak się spowiadać”, by otworzyć serce na pomoc.
Ks. Piotr Przesmycki, rektor uczelni salezjańskiej w Łodzi, również zachęca do refleksji nad duchowym sensem spowiedzi. To nie tylko religijny obowiązek — to głęboka, wewnętrzna decyzja. — Chrystus przyszedł, by zgładzić grzechy świata. Każda decyzja o powrocie do Niego jest wartościowa, nawet jeśli czekaliśmy z nią latami — mówi duchowny. I przypomina: rozgrzeszenie to nie nagroda za idealność, lecz dar dla tych, którzy chcą zacząć od nowa.
Biskup Ireneusz Pękalski podkreśla jeszcze jeden istotny aspekt: spowiedź to przede wszystkim spotkanie z Bogiem, nie z człowiekiem w sutannie. — Nie chodzi o kratki konfesjonału. Chodzi o Boga, który nie zadaje pytań „dlaczego tak długo?”, tylko mówi: „Czekałem na Ciebie” — tłumaczy. To spojrzenie pozwala zrozumieć, że nie istnieje „zbyt późno” na pojednanie.
To też może cię zainteresować: Te miesiące sprzyjają bogactwu! Numerolodzy ujawniają, kiedy rodzą się przyszli milionerzy
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Premier o zamieszaniu wokół wyborów. Mocne słowa pod adresem prezydenta