Ich wypowiedzi, zebrane przez dziennikarza Wirtualnej Polski, rzucają światło na dramatyczną sytuację służb porządkowych funkcjonujących w strukturach polskich uczelni wyższych. Strażnicy akademiccy, pomimo pełnienia odpowiedzialnych funkcji, nie mają ani odpowiednich uprawnień, ani środków technicznych, by skutecznie dbać o bezpieczeństwo społeczności akademickiej.

Z relacji strażników wynika, że od dłuższego czasu zgłaszali potrzebę wprowadzenia zmian. – Od dawna bijemy na alarm, wskazując na braki w systemie. Niestety, jak często bywa, impulsem do poważnej debaty musi stać się dopiero tragedia – przyznaje jeden z rozmówców.

Strażnicy zwracają uwagę na brak środków przymusu bezpośredniego, takich jak gaz pieprzowy, paralizator czy pałka, które mogłyby pozwolić im zareagować adekwatnie w przypadku wystąpienia zagrożenia. Podkreślają przy tym, że nie postulują uzbrojenia ich w broń palną. – Nie chodzi o uzbrojenie, lecz o narzędzia pozwalające utrzymać bezpieczny dystans od napastnika i ograniczyć jego możliwości działania – wyjaśniają.

Z relacji jednego z pracowników ochrony wyłania się dramatyczny obraz przebiegu ataku na Małgorzatę D. Według jego słów, strażnik Tomek, który jako pierwszy zareagował na niepokojące odgłosy, natknął się na sprawcę pochylonego nad ofiarą. – Gdy zapytał, czy może jakoś pomóc, usłyszał: "Jej już nic nie pomoże". Chwilę później został zaatakowany siekierą – relacjonuje jeden z funkcjonariuszy.

Dzięki zdecydowanej i ryzykownej interwencji udało się powstrzymać napastnika. Niestety, jak wskazują rozmówcy, mimo heroicznego działania kolegów sytuacja kadrowa pogorszyła się jeszcze bardziej. – Obecnie na jednej zmianie bywa dwóch strażników na cały kampus. Jeden patroluje budynek Auditorium Maximum, drugi ma za zadanie „kręcić się” po terenie, by zwiększyć widoczność ochrony. To nie rozwiązuje problemu, a jedynie go ukrywa – komentuje jeden z nich.

Po wydarzeniach z udziałem Małgorzaty D. atmosfera na uniwersytecie uległa znacznemu pogorszeniu. Pracownicy ochrony przyznają, że obecnie każda osoba postronna budzi w nich niepokój. – Widziałem niedawno mężczyznę ubranego na czarno, który krążył w pobliżu uczelni. Od razu zacząłem analizować, czy może stanowić zagrożenie. Ale nie mam nawet możliwości sprawdzenia jego tożsamości. Każde stanowcze pytanie może skończyć się skargą i utratą pracy – zaznacza rozmówca.

W podsumowaniu, strażnicy wyrażają przekonanie, że tylko konkretne i systemowe działania władz mogą przywrócić zaufanie do poczucia bezpieczeństwa na uczelni. Cytują słowa dr Hanny Machińskiej, byłej zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich, która stwierdziła, że Uniwersytet Warszawski przestał być bezpieczną przestrzenią. – Nie przesadzamy. Przed tragedią panowała atmosfera zaufania i wspólnoty. Dziś nic nie jest już takie samo – dodają.

Apel strażników nie jest jedynie wyrazem bólu po stracie – to przede wszystkim wezwanie do refleksji i natychmiastowego działania na rzecz poprawy systemu ochrony w instytucjach publicznych, w tym na uniwersytetach.

To też może cię zainteresować: Afera po „Tańcu z Gwiazdami” trwa. Jeleniewska i Jeschke bez ogródek o zachowaniu Kaczorowskiej

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Michał Szpak pod kroplówką. Choroba pokrzyżowała jego plany