Nie dlatego, że bałam się o siebie – ale dlatego, że marzyłam, by był szczęśliwy. Czekałam na ten moment. Mówił: „Mamo, zamieszkamy razem, będzie raźniej”. Mój dom był dla niego zawsze otwarty. A więc przyjęłam ich oboje – jego i jego żonę – z otwartym sercem.
Na początku było w porządku. Trochę cicho, trochę nienaturalnie, jakby ktoś obcy przestawiał filiżanki w mojej kuchni. Ale mówiłam sobie: daj czas, przywykniecie. Gotowałam, dzieliłam się lodówką, łazienką i życiem. Ale ona… ona nie przyszła zamieszkać. Ona przyszła przejąć.
Pierwszy był salon. Moje ulubione fotele – te stare, obite kwiatowym materiałem, z których nie raz oglądałam z synem „Czterech pancernych” – trafiły na śmietnik bez pytania. „To stare graty, mamo. Czas na zmiany”. Mamo. Ale już z dystansem. Chłodniej.
Potem kuchnia. Garnki poprzestawiane, przyprawy wyrzucone. „Tu będzie moja półka”. Zaczęła zamykać drzwi od sypialni, a ja czułam się jak intruz we własnym domu.
Syn milczał. A może nie chciał widzieć. Mówił: „Nie przesadzaj, mamo. Przecież tylko trochę porządkuje”.
Aż nadszedł dzień, którego nie zapomnę nigdy.
– Wiesz, byłoby lepiej, gdybyś przeniosła się gdzieś indziej – powiedziała chłodno, trzymając kubek z mojej porcelany. – Dwoje dorosłych ludzi potrzebuje przestrzeni. A ty… już zrobiłaś swoje.
Spojrzałam na syna. Nie odezwał się ani słowem. Stał obok, jak cień, jak obcy.
Spakowałam się w dwie walizki. Zabrałam album ze zdjęciami, zegarek po mężu i sukienkę na święta, której nigdy nie założę. I wyszłam. Ze swojego domu. Ze swojego życia.
Teraz śpię na wersalce u koleżanki z młodości. Każdego wieczoru patrzę w sufit i pytam:
Jak to możliwe, że matka może dać życie, oddać wszystko… i zostać wyrzucona jak stary fotel?
Bo najpierw pozbyła się mebli. Potem – mnie.
To też może cię zainteresować: Jerzy Owsiak nie kryje obaw po ostatnich wydarzeniach. Znany duchowny zabrał głos
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Prezydent pisze do premiera w sprawie Barbary Skrzypek. Odpowiedź Tuska wywołała burzę