Dziś 22 grudnia. Wigilia za dwa dni, a nasz dom przypominał pole bitwy. Wszędzie walały się zabawki, brudne naczynia piętrzyły się w zlewie, a na stole leżały sterty nieposkładanych ubrań. Choinka wciąż stała nierozłożona w kartonie, a dzieci co chwilę pytały, kiedy zaczniemy ją ubierać. Patrzyłem na to wszystko z rosnącą frustracją.


Ewa, moja żona, leżała na kanapie z telefonem w ręku. Wydawało się, że bałagan wokół niej zupełnie jej nie przeszkadza.


– „Ewa, możesz w końcu coś zrobić? Wigilia za dwa dni, a tu wygląda, jakbyśmy w ogóle nie przygotowywali się na święta.”


Spojrzała na mnie obojętnie.


– „Krzysiek, przestań dramatyzować. Jeszcze mamy czas.”


Czas? Spojrzałem na stertę naczyń i niedokończone zakupy świąteczne, których lista wciąż leżała na lodówce. Nie było ani porządku, ani planu, ani chęci, żeby cokolwiek zmienić.


– „To nie o czas chodzi, Ewa. Chodzi o to, że ja nie mogę robić wszystkiego sam!”


Westchnęła, jakby moje słowa były tylko kolejnym dźwiękiem w tle.


– „Jeśli ci przeszkadza, to posprzątaj. Przecież nie umrzemy, jeśli w tym roku nie będzie idealnych świąt.”


Te słowa mnie zabolały. Nie chodziło o idealne święta. Chodziło o to, że chciałem poczuć, że razem tworzymy coś wyjątkowego dla naszych dzieci. Chciałem, żebyśmy zrobili to jako rodzina. Ale Ewa wydawała się całkowicie wycofana.


Teraz sam zacząłem sprzątać. Myłem naczynia, składałem ubrania, a dzieci pomagały mi rozpakować choinkę. Ich radość, kiedy zaczęliśmy wieszać bombki, była dla mnie jedynym promykiem nadziei w tym chaosie. Ewa siedziała z boku, jakby to wszystko jej nie dotyczyło.
Wieczorem, kiedy dzieci zasnęły, usiadłem obok niej.


– „Ewa, musimy porozmawiać. Co się z tobą dzieje? Dlaczego zachowujesz się tak, jakby ci na niczym nie zależało?”


Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.


– „Krzysiek, jestem zmęczona. Nie mam siły ani ochoty na te wszystkie świąteczne ceregiele. Ty zawsze wszystko chcesz mieć idealne, a ja… ja już nie potrafię udawać.”


Jej słowa uderzyły mnie mocniej, niż chciałem przyznać. „Nie potrafię udawać” – co to miało znaczyć? Czy nasze święta, nasze małżeństwo, były tylko grą pozorów? Próbowałem coś powiedzieć, ale zamilkłem. Zamiast tego patrzyłem na nią, szukając w jej oczach odpowiedzi.


– „Udawać? O czym ty mówisz, Ewa?” – zapytałem cicho, starając się opanować emocje.
Spojrzała na mnie z rezygnacją.


– „O wszystkim, Krzysiek. O tym, że niby jesteśmy szczęśliwą rodziną, że mamy te idealne święta, o które tak walczysz. Ale prawda jest taka, że czuję się jak maszyna. Dzieci, praca, dom. I jeszcze twoje oczekiwania. Po prostu nie mam już siły.”


Zrozumiałem, że to nie lenistwo ani obojętność. Ewa czuła się przytłoczona. Może rzeczywiście zbyt mocno naciskałem, skupiając się na detalach, zamiast dostrzegać, jak ona się czuje. Ale te święta były dla mnie ważne – nie z powodu perfekcyjnych dekoracji czy porządku, ale dlatego, że chciałem poczuć, że nadal jesteśmy rodziną.


Podszedłem bliżej, usiadłem obok niej i złapałem ją za rękę.


– „Ewa, nie chodzi o idealne święta. Chodzi o nas. O to, żebyśmy byli razem. Wiem, że jest ci ciężko, ale jeśli mamy coś zmienić, musimy to zrobić razem. Inaczej… wszystko się rozsypie.”
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Potem Ewa spojrzała na mnie, a w jej oczach pojawiły się łzy.


– „Przepraszam, Krzysiek. Naprawdę. Nie chciałam, żeby tak to wyglądało. Chcę, żebyśmy mieli te święta, ale… po prostu się boję, że nie dam rady.”


To też może cię zainteresować: Zenon i Danuta Martyniuk o relacji z ich synem. Padły poważne słowa o Danielu


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Ojciec mówi, że mój mąż ma inną kobietę": Twierdzi, że to dlatego, że nie jestem idealną żoną