To był zwykły wieczór. Siedziałam w salonie, oglądając stary film, który zawsze przypominał mi młodość. W pokoju pachniało herbatą, a w tle cicho tykał zegar. Nagle mój mąż, Jan, wszedł do pokoju i usiadł na kanapie obok mnie. Spojrzał na mnie przez chwilę, a potem powiedział coś, co zabolało mnie bardziej, niż mógłby kiedykolwiek przypuszczać.
– Wiesz, Aniu, czasem myślę, że trochę się zaniedbałaś.
Zamarłam. Jego słowa brzmiały jak echo, powtarzając się w mojej głowie. „Zaniedbałaś się.” Spojrzałam na niego, próbując zrozumieć, co miał na myśli.
– Co masz na myśli? – zapytałam, czując, jak głos mi drży.
Jan wzruszył ramionami.
– No wiesz, kiedyś zawsze robiłaś sobie fryzurę, ubierałaś się elegancko. Teraz… no cóż, już nie tak często.
Patrzyłam na niego, próbując znaleźć odpowiedź. Czy miał rację? Może rzeczywiście nie robiłam sobie fryzur tak często jak kiedyś. Może moje ubrania nie były już takie eleganckie.
Ale czy to znaczy, że przestałam się starać? Czy to naprawdę miało takie znaczenie po tylu latach małżeństwa?
– Janie, czy to naprawdę jest takie ważne? – zapytałam cicho. – Myślałam, że miłość to coś więcej niż wygląd.
– Oczywiście, że jest ważna – odpowiedział. – Ale przecież dbanie o siebie to także dbanie o nas.
Te słowa zabolały mnie jeszcze bardziej. Czy naprawdę przez wszystkie te lata nie widział, jak starałam się dbać o nasz dom, naszą rodzinę? Czy moje wysiłki, by być dobrą żoną i matką, naprawdę sprowadzały się tylko do tego, jak wyglądałam?
Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit, analizując każde słowo, które powiedział. Czy rzeczywiście się zaniedbałam? Czy może to on przestał dostrzegać, co naprawdę jest ważne? Przez lata myślałam, że miłość to akceptacja, troska, wspólne budowanie życia. A teraz miałam wrażenie, że wszystko, co robiliśmy razem, zostało zredukowane do powierzchowności.
Następnego dnia postanowiłam spojrzeć na siebie w lustrze. Przyjrzałam się swoim siwym włosom, zmarszczkom wokół oczu i dłoniom, które przez lata pracowały na nasze wspólne życie. Nie byłam już młoda, ale te zmarszczki były świadectwem mojego życia – radości, smutków, trudów.
Po chwili wzięłam głęboki oddech i podeszłam do Jana.
– Janie, czy naprawdę uważasz, że miłość to tylko wygląd? – zapytałam.
Spojrzał na mnie z zaskoczeniem.
– Nie, Aniu, nie o to chodzi. Ale wiesz… czasem chciałbym widzieć w tobie tę młodą dziewczynę, którą kiedyś poznałem.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
– Janie, ta dziewczyna wciąż tu jest. Ale jest też kobieta, która przeżyła z tobą całe życie. Która znosiła wszystkie trudności, wspierała cię, kiedy było ciężko. Czy to wszystko nie ma znaczenia?
Jan spuścił wzrok.
– Masz rację – powiedział po chwili. – Przepraszam, Aniu. Nie powinienem był tego mówić.
Tamtego wieczoru długo rozmawialiśmy. Zrozumiałam, że Jan też czuł się zagubiony. Bał się starości, zmian, które niosło życie. Ale zrozumiał również, że miłość nie polega na tym, by trzymać się iluzji młodości, lecz na akceptacji tego, co przynosi czas.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Mój syn mnie rozczarował": Zdradził żonę, a ja nie wiem, jak z nim rozmawiać
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Dowiedziałam się, że jestem w ciąży w wieku 46 lat": Czy mogę jeszcze być dobrą matką