Całe życie marzyłam o podróżach. Gdy dzieci były małe, a obowiązki domowe i praca pochłaniały każdy mój dzień, myślałam, że przyjdzie czas, gdy wreszcie spakuję walizkę i zobaczę świat. Jednak życie pisało swoje scenariusze – rachunki, szkoła, nagłe wydatki. Podróże były luksusem, na który nigdy nie mogłam sobie pozwolić. Aż do teraz.


Kiedy przeszłam na emeryturę, wielu rzeczy się obawiałam – samotności, pustki, braku celu. Ale z każdym dniem odkrywałam, że teraz mogę żyć dla siebie. Zaczęłam od małych wyjazdów – polskie góry, nadmorskie miasteczka. Wkrótce zasmakowałam w dalszych eskapadach – Włochy, Grecja, nawet mały wypad do Maroka. Czułam, że odzyskuję młodość.

Byłam wolna, szczęśliwa, pełna energii.


Ale moja radość nie wszystkim się podobała. Pewnego dnia, podczas rodzinnego obiadu, córka Ewa spojrzała na mnie z irytacją. "Mamo, nie uważasz, że to już trochę przesada? Cały czas jesteś w drodze. Czy emerytka powinna się tak zachowywać?" – zapytała. Zamurowało mnie. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.


"Przecież na emeryturze powinnaś się oszczędzać. A nie ciągle wydawać pieniądze na wyjazdy" – dodał syn, Michał. W jego głosie wyczułam ton, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałam – był pełen osądu. Jakby moje życie, które w końcu nabierało barw, było nagle problemem dla nich.


Próbowałam się bronić. "Kochani, całe życie pracowałam, by zapewnić wam to, co najlepsze. Teraz mam czas, by realizować swoje marzenia. To naprawdę mnie uszczęśliwia." Ale moje słowa trafiały w próżnię. "Ale co, jeśli coś ci się stanie?" – zapytała Ewa. "Jesteś sama, mamo. Co, jeśli zachorujesz w obcym kraju? Kto ci pomoże?" Jej troska była szczera, ale brzmiała jak ograniczenie.


Wieczorem nie mogłam przestać myśleć o ich słowach. Czy naprawdę przesadzałam? Czy powinnam przestać? Ale potem przypomniałam sobie, jak czułam się, stojąc na plaży w Algarve, obserwując zachód słońca. Jak serce biło mi szybciej, gdy po raz pierwszy zobaczyłam Wieżę Eiffla. Czy naprawdę miałam z tego zrezygnować, by dostosować się do ich oczekiwań?


Kolejnego dnia zadzwoniłam do Ewy. "Kochanie, wiem, że się o mnie martwisz. Ale podróże to coś, co daje mi życie. Nie jestem jeszcze gotowa na to, by przestać. Czy możesz to zrozumieć?" Po drugiej stronie panowała cisza. "Mamo, po prostu chcę, żebyś była bezpieczna" – odpowiedziała w końcu. "Ale jeśli to cię uszczęśliwia, to nie mogę ci tego zabronić."


To był początek nowego rozdziału w naszej relacji. Nie było łatwo przekonać ich, że życie po sześćdziesiątce nie kończy się na siedzeniu w fotelu. Ale zrozumiałam jedno – moje marzenia są tak samo ważne teraz, jak były, gdy byłam młodsza. A wiek nigdy nie powinien być granicą dla pasji, która sprawia, że czujemy się naprawdę żywi.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Moja przyjaciółka wiedziała o moich problemach finansowych": Mimo to, wyśmiała mój prezent przy wszystkich gościach


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Odmawiam sobie wszystkiego, aby pomóc mojej siostrze": Ona i jej mąż jedzą za te pieniądze w restauracjach