Jej artystyczna droga zaczęła się już pod koniec lat 80. Pracowała w teatrze Aleksandra Fredry w Gnieźnie, a potem przez 11 lat w dramatycznym w Legnicy. Jak sama mówiła, przez konflikt z władzą tego teatru zmuszona była z niego odejść. Nie przedłużono jej umowy.
Później dostała propozycję zagranicznego wyjazdu i śpiewała w hotelu, pracowała także jako pani sprzątająca w Niemczech, ale ważnym momentem w życiu pani Marzeny był 1997 rok kiedy wystąpiła w holendersko-belgijskim dramacie "Charakter", który został nagrodzony Oskarem.
Przełomem kariery okazała się oczywiście być rola w serialu "Świat według Kiepskich", gdzie pani Marzena wcielała się w Halinkę, żonę głównej postaci Ferdynanda Kiepskiego.
Marzena Kipiel-Sztuka miała, jak sama mówiła dość kolorowe życie, ale nie da się ukryć, że bardzo trudne, mimo wszystko jej pozytywny charakter zawsze był na prowadzeniu.
Po trzech tragicznych stratach ukochanych mężczyzn obwołano ją "czarną wdową"
Pokazywała, że ma charyzmę, że się nie poddaje i że ma swoje zdanie nawet jeśli byłoby ono inne od zdania ogółu. Życie prywatne mocno ją doświadczyło, jej pierwszym mężem był reżyser i producent filmowy Konrad Sztuka, z którym rozwiodła się po 10 latach małżeństwa
Były mąż zmarł w 2015 roku. Aktorka związana była później ze swoją wielką miłością, którą poznała na planie najsłynniejszego serialu, w którym występowała. Chodzi o Mariusza Piesiewicza. Jak sama mówiła, była to miłość od pierwszego wejrzenia. Pani Marzena marzyła o tym, by sobie z nim ułożyć życie, założyć rodzinę, myślała nawet o porzuceniu pracy na planie, żeby spełnić się w roli matki, ale jednak wydarzyła się dla niej prawdziwa tragedia i jej mąż dostał wylewu i zmarł, mając zaledwie 44 lata.
Marzena Kipiel-Sztuka wtedy bardzo mocno to przeżyła. Mówiła, że raczej nie liczy na nowy związek, ale ten do niej przyszedł 2 lata później i po raz trzeci stanęła na ślubnym kobiercu z poznanym w sanatorium rehabilitantem Przemysławem Buksakowskim. Jednak to małżeństwo nie było proste, para rozchodziła się i wracała, mówiono o pojawiających się w tym związku problemach alkoholowych, z którymi zmagał się jej partner, ale w pewnym momencie postanowili do siebie wrócić.
Kiedy wszystko wychodziło na prostą, a ich relacja nie miała się lepiej nigdy wcześniej, znów wydarzył się ogromny dramat. 10 stycznia 2009 roku, z powodu niewydolności krążeniowo-naczyniowej jej mąż zmarł i to właściwie na jej oczach, bo wszystko wydarzyło się pod blokiem kiedy pani Marzena wyszła na spacer z psem. Przechodziła obok karetki, w której reanimowano jej męża i nawet nie wiedziała, że on tam umiera.
Po jego śmierci załamałam się. Dopadła mnie depresja i koniec końców wylądowałam w ośrodku psychiatrycznym. Tak naprawdę doszłam do siebie dopiero po pięciu latach — mówiła w wywiadzie.
Dzięki pomocy specjalistów zaczęła budować swoje życie na nowo, ale oczywiście ludzie potrafią w takiej sytuacji mocno wesprzeć, ale też bardzo mocno zdołować. Pani Marzena mówiła o tym, że często nazywano ją "czarną wdową".
Usłyszałam to, że mam złą karmę, że powoduję śmierć najbliższych. Gdybym przejmowała się takim stwierdzeniem, do dziś nie wyszłabym z ośrodka. Teraz jestem jak żołnierz, odporna, twarda i zahartowana — przyznała w jednym z wywiadów.
Nie przegap: Ostatnia droga Ireny Golec. Wiadomo, kiedy i gdzie odbędzie się pożegnanie mamy braci Golców
O tym się mówi: Ostatnie miesiące życia Jerzego Stuhra nie należały do najłatwiejszych. Z tym musiał się mierzyć aktor