Decyzja o rozwodzie nie przyszła łatwo, ale czułem, że nie mam już innego wyjścia. To nie był jeden dramatyczny moment, który wszystko zniszczył, ale raczej stopniowe narastanie frustracji, niezrozumienia i obojętności, które rozpadły nasz związek na kawałki. Nasze małżeństwo, kiedyś pełne planów i marzeń, teraz było jak pusty dom, w którym nikt już nie dbał o porządek.


Zaczęło się niewinnie. Po kilku latach wspólnego życia zacząłem zauważać, że moja żona coraz częściej spędza czas przed telewizorem, wciągnięta w niekończące się maratony seriali. Na początku nic sobie z tego nie robiłem. Myślałem, że może potrzebuje odpoczynku, relaksu. Praca była dla niej stresująca, więc sądziłem, że to tylko chwilowe. Ale z czasem jej leżenie na kanapie stało się normą, a obowiązki domowe – moim problemem.


Każdego dnia wracałem do domu, licząc na to, że znajdę choć trochę porządku, może coś ugotowanego. Ale zamiast tego witał mnie bałagan, brudne naczynia w zlewie i żona leżąca na kanapie, zapatrzona w ekran telewizora. Kiedy pytałem, czy zamierza coś zrobić, odpowiadała tylko:


– Może później.


Ale to „później” nigdy nie nadchodziło. Dni zamieniały się w tygodnie, a tygodnie w miesiące, a ja coraz bardziej pogrążałem się w poczuciu, że to, co kiedyś było naszym wspólnym życiem, teraz staje się moim samotnym obowiązkiem.


Każdego dnia czułem, że oddalamy się od siebie coraz bardziej. Nie rozmawialiśmy już tak, jak kiedyś. Nasze rozmowy sprowadzały się do krótkich, zdawkowych zdań. Kiedy prosiłem ją, by zrobiła coś w domu, zawsze miała wymówkę. Nie chciała gotować, bo „nie miała ochoty”.

Nie chciała sprzątać, bo „to nie ma sensu, skoro i tak zaraz znów będzie brudno”. A ja z każdym dniem czułem się bardziej wyczerpany.


– Dlaczego nic nie robisz? – zapytałem ją w końcu pewnego wieczoru, kiedy znów wróciłem do brudnych naczyń i pustej lodówki. Byłem zmęczony, rozczarowany, zły. – Czy nie rozumiesz, że ten dom nie będzie się sam utrzymywał?


Spojrzała na mnie z obojętnością w oczach. Nawet nie odwróciła się od ekranu, a jedynie wzruszyła ramionami.


– Mam prawo do odpoczynku. Cały dzień ciężko pracuję. Może ty też powinieneś przestać się przejmować.


Jej słowa były jak nóż wbity w moje serce. To nie chodziło o gotowanie czy sprzątanie. To chodziło o nas. O to, że ona już nie dbała. O naszą wspólną przyszłość, o dom, który kiedyś budowaliśmy razem. Czułem, że jestem sam w małżeństwie, w którym kiedyś byliśmy partnerami.


Przez długi czas próbowałem to zignorować. Robiłem wszystko, by utrzymać dom w porządku, gotowałem, sprzątałem, myślałem, że może to tylko faza, że w końcu wróci do siebie. Ale nic się nie zmieniało. Ona nadal leżała, jakby nic innego się nie liczyło. Nasze życie zamieniło się w rutynę, w której jedyną jej aktywnością było przewijanie kolejnych odcinków seriali.


Pewnego dnia, wracając z pracy, stanąłem na progu naszego mieszkania i zrozumiałem, że to koniec. Że nie mogę dłużej udawać, że wszystko jest w porządku. Moje życie, nasza przyszłość – wszystko stanęło w martwym punkcie. Nie było już rozmów, planów, śmiechu. Były tylko seriale i niekończące się wymówki.


– Chcę rozwodu – powiedziałem jej następnego wieczoru, kiedy siedziała przed telewizorem, jak zwykle zanurzona w kolejnym sezonie jakiegoś show. Nie podniosła nawet wzroku.

Spojrzałem na nią i czułem, że jestem bardziej sam niż kiedykolwiek wcześniej.


– Zrób, co chcesz – odpowiedziała beznamiętnie, jakby mówiła o pogodzie, a nie o końcu naszego małżeństwa.


I to było wszystko. W tej chwili wiedziałem, że podjąłem dobrą decyzję. Nasze małżeństwo umarło dawno temu, a ja trzymałem się iluzji, że coś jeszcze można uratować. Ale jej obojętność pokazała mi, że ona już dawno poddała się temu życiu – i mnie w nim.


Czasem najtrudniejsza decyzja to ta, którą powinniśmy podjąć już dawno temu.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięta. "Nie lubię swoich wnuków": Nic nie mogę z tym zrobić i nikt mnie nie rozumie


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Trafił na SOR po wypadku. Zachowanie lekarki uwiecznił na nagraniu. Co na to dyrektor