W wieku siedemdziesięciu lat zdałam sobie sprawę, dlaczego mieszkam sama. Moje dzieci nie rozmawiały ze mną od dziesięciu lat, a moje wnuki nawet nie wiedzą, że żyję. Dlaczego tak się stało?
Ponieważ dopiero na starość zdałam sobie sprawę, że żyłam źle i zrobiłam wiele rzeczy, których teraz żałuję. Ale czasu nie da się cofnąć! Zawsze uważałam swoje dzieci za nieinteligentne "kurczaki".
Starałam się je uczyć, kierować nimi, mówić im, jak prawidłowo żyć. Jeśli coś dzieciom nie wychodziło, podkreślałam ich porażki, wypowiadając moje ulubione zdanie: "A nie mówiłam, gdybyś posłuchał mamy, wszystko byłoby inaczej". Zawsze "wtykałam nos" w prywatne życie dzieci i wszystkie ich sprawy.
Wydawało mi się, że beze mnie nie będą w stanie o niczym samodzielnie decydować. Potrafiłam rzucić niegrzeczną uwagę nawet w miejscu publicznym, przy gościach i krewnych. Stopniowo moje dzieci zaczęły się ode mnie oddalać, a teraz staliśmy się sobie obcy.
Nie zostałam nawet poinformowana o narodzinach wnuczki, dowiedziałam się o tym od nieznajomych. Próbowałam się skontaktować, dzwoniłam, pisałam, ale bezskutecznie. Dzieci powiedziały: "Jeśli jesteśmy tacy głupi, to komunikuj się z mądrzejszymi ludźmi".
Moje późniejsze odkrycie jest takie, że dzieci powinny być zawsze traktowane jak pełnoprawni dorośli. Potrzebują matki, która zawsze je zrozumie, wesprze, upiecze pyszne ciasto i poda herbatę. Nie wolno ingerować w osobiste sprawy dzieci.
To ich sprawa, mają prawo decydować o tym, jak chcą iść przez życie. Teraz jestem sama. I co z tego, że jestem taka mądra?
Nie przegap: Fala oburzenia po nagraniu wyemitowanym w "Faktach". 20 minut wandalizmu uszło płazem