Razem z synem i synową przeżywałam narodziny ich dzieci, a także ich wszystkie choroby wieku dziecięcego. Synowa nie przebywała długo na urlopie macierzyńskim na pierwsze, drugie czy trzecie dziecko. Razem na zmianę chodziłyśmy na zwolnienia lekarskie.
Wieczna krzątanina, obowiązki domowe i problemy nie pozwalały nam odpocząć. Przyznam szczerze, że czekałam na emeryturę jak na dar od losu. Codziennie rano wyprawiałam syna i synową do pracy, potem przygotowywałam śniadanie dla wnuków, karmiłam je, a następnie odwoziłam do przedszkola i szkoły. Potem szłam z najmłodszą wnuczką na spacer do parku, wracałam do domu, gotowałam obiad, sprzątałam, robiłam pranie, a potem odwoziłam dzieci do szkoły muzycznej.
Wszystkie moje dni były zaplanowane co do minuty. Jednak mimo to udało mi się znaleźć czas na własne hobby — czytanie i haftowanie. Pewnego razu na moim telefonie wylądował SMS od mojego syna. Kiedy go przeczytałam, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. W tamtej chwili myślałam, że to czyjś niecny żart. Później dowiedziałam się, że sms nie był skierowany do mnie, ale było już za późno, bo jego słowa były ciężkim kamieniem na mojej duszy.
Powiedziałam synowi, że mu wybaczam, ale po tym nie miałam ochoty mieszkać z nim i jego rodziną pod jednym dachem. Nawet po czasie nie mogę zrozumieć, jak miał sumienie napisać, że "matka siedzi nam na karku, a my nadal musimy wydawać pieniądze na zakup leków dla niej".
Całą emeryturę, do ostatniego grosza, wrzucam do wspólnej puli, a większość leków otrzymuję bezpłatnie jako emerytka. Nic nie powiedziałam synowi, tylko po prostu wynajęłam mieszkanie i wyprowadziłam się, tłumacząc im to w ten sposób, że wygodniej mi będzie mieszkać samej niż z ich rodziną w jednym mieszkaniu.
Musiałam jednak co miesiąc płacić czynsz za mieszkanie, a to pochłaniało praktycznie całą moją emeryturę. Przed emeryturą kupiłam laptopa. Synowa odradzała mi ten zakup, argumentując, że nie dam sobie z nim rady. Dałam radę dzięki córce jednej z moich znajomych, która mi pomogła.
Zrobiłam zdjęcia mojej pracy i opublikowałam je w mediach społecznościowych. Potem poprosiłam też moich byłych kolegów, by mnie zareklamowali. Tydzień później moje hobby zaczęło przynosić pierwsze prawdziwe pieniądze, nawet jeśli była to niewielka suma, ale była to gwarancja, że nie będę musiała iść do mojego syna, aby się ukłonić i poprosić go o pieniądze.
Miesiąc później podeszła do mnie jedna z sąsiadek i poprosiła, abym nauczyła jej wnuczkę haftować na gładko za opłatą. Dziewczynka została moją pierwszą uczennicą, z czasem miałam jeszcze dwie.
Rodzice moich uczniów hojnie płacili za zajęcia z ich dziećmi. Stopniowo moje życie stawało się lepsze, ale przestałam ściśle komunikować się z rodziną mojego syna, więc czasami spotykamy się na rodzinnych uroczystościach, ale nie więcej.
Zerknij: Andrzej Piaseczny po latach odważył się o nim wspomnieć. Nie mieli dobrej relacji
O tym się mówi: Widzowie nie pozostawili suchej nitki na Polsacie i Radiu ZET. "Żenada te wyniki. Zasługiwała na wygraną"