Wielkanoc zbliża się wielkimi krokami, a w naszym domu panuje wojna. Nie jest to wojna na miecze i topory, lecz walka z brudem. Kurz osiada na meblach niczym śnieżna pokrywa, podłogi lśnią tłustą warstwą, a w zlewie piętrzą się naczynia tworząc górę śmieci jak Mount Everest. Z każdym dniem bałagan staje się coraz bardziej widoczny, a ja tonę coraz głębiej we frustracji.


Moja żona, zazwyczaj pedantyczna i dbająca o porządek, tym razem zdaje się kompletnie nie przejmować stanem domu. Spędza całe dnie wpatrzona w ekran telefonu, ignorując moje próśby o pomoc w sprzątaniu.


Początkowo próbowałem sam ogarnąć bałagan, ale szybko okazało się to niewykonalne. Nie potrafiłem doprowadzić domu do porządku, a gorycz i złość trawiły moje serce.


Dzisiaj rano, gdy zdałem sobie sprawę, że święta zbliżają się nieubłaganie, a w domu panuje totalny chaos, wybuchłem. Nie wytrzymałem dłużej. W gniewie wykrzyczałem żonie, że jest leniwa, beznadziejna i nic nie warta.


Poczuła się urażona moimi słowami. Jej mina zbladła, a w oczach pojawiły się łzy. Bez słowa wybiegła z domu, a ja zostałem sam w tym chaosie, z jeszcze większym gniewem i frustracją w sercu.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Kiedy mój mąż odszedł byłam szczęśliwa": Chociaż był dobrym człowiekiem, nie kochałam go

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Po porodzie mój mąż powiedział, że jestem brzydka": A potem odszedł do kochanki