Po ślubie z Markiem wiedzieliśmy, że musimy coś zrobić z naszym mieszkaniem. Stare, zaniedbane, z PRL-owskim klimatem, nijak nie pasowało do naszych wyobrażeń o wspólnym życiu. Postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić generalny remont.
Przez kilka miesięcy pracowaliśmy dzień i noc. Zrywaliśmy tapety, kładliśmy nowe płytki, malowaliśmy ściany, wymienialiśmy meble. Wkładaliśmy w to nie tylko pieniądze, ale i mnóstwo serca. Chcieliśmy stworzyć miejsce, do którego będziemy mogli wracać z przyjemnością, gdzie poczujemy się jak u siebie w domu.
W końcu remont się skończył. Nasze mieszkanie nie do poznania! Nowoczesne, przytulne, pełne ciepła i światła. Byliśmy z siebie dumni i szczęśliwi.
Niestety, nasza radość nie trwała długo. Kilka tygodni po zakończeniu remontu odwiedzili nas teściowie. Już od progu zaczęli krytykować nasze wybory.
"Dlaczego pomalowaliście ściany na taki ciemny kolor?" - pytała teściowa. "To takie ponure!"
"A te meble? Przecież one są zupełnie niepraktyczne!" - wtórował jej teść. "Po co wam tyle książek na półkach? Tylko kurz zbierają!"
Z początku staraliśmy się tłumaczyć, że to nasze mieszkanie i urządziliśmy je tak, jak nam się podoba. Ale teściowie nie ustępowali. Ciągle narzekali i krytykowali. W końcu mieliśmy dość.
"To nasze mieszkanie i nasze pieniądze!" - krzyknęłam. "Mamy prawo urządzić je tak, jak chcemy!"
Teściowie oburzyli się i wyjechali. Od tamtej pory minęły dwa lata. Nadal nie przeprosili za swoje zachowanie. A my? Nadal mieszkamy w naszym mieszkaniu i kochamy je całym sercem.
Często myślę o tamtej sytuacji. Z jednej strony jestem zła na teściów za to, że próbowali odebrać nam nasze szczęście. Z drugiej strony wiem, że to tylko ich zdanie. Ważne jest to, że my czujemy się w naszym mieszkaniu komfortowo i szczęśliwie.
Jak informował portal "Życie News": Do Telewizji Polskiej wraca kultowy program oglądany przez miliony. Nie było go na antenie przez 6 lat. Marek Czyż czekał na to od powrotu do TVP
Przypomnij sobie: Cała Polska żyje aferą z zatrutym mięsem z jednego z targowisk. Wiadomo już, co o sprawie myślą mieszkańcy Nowej Dęby. Sprzedawcy mówią jednym głosem