Jasnooka — to jej matka, którą kocha i za którą tęskni, gdy długo jej nie widzi. We wsi nie ma nikogo, wszyscy są w pracy: na polach, w gospodarstwach. A Terenia trochę się nudzi. Już dawno zrobiła zupę z suszonych ryb. Od czasu do czasu przychodzą rybacy i sprzedają okonie po trzydzieści złotych za wiadro. Tereska nauczyła się je solić, suszyć i robić z nich smaczną zupę. Smażyła też ziemniaki. A teraz siedzi na werandzie i znów patrzy na drogę. Kiedy przyjedzie autobus?

Daleko, daleko na drodze pojawia się samochód. Ciężarówka, załadowana sianem. Młoda kobieta słyszy, jak dudni. Przejechał, jak co dzień znajomy rodziny. Wujek, który jej nie lubi. Dlaczego? Tego Tereska jeszcze nie wie. I nie lubi mamy, swojej dawnej znajomej. Dlaczego, tego Terenia też jeszcze nie wie. Ale przyjdzie taki dzień, kiedy zapyta mamę, a ta będzie musiała odpowiedzieć, dlaczego jej własny brat ich nie kocha. I nie tylko on — cała wieś jej nie lubi, zwłaszcza kobiety. Nawet staruszki patrzą na nie złymi oczami, gdy Terenia i jej matka idą ulicą.

Kiedy była bardzo mała — Teresa tego nie pamięta, ale to się zdarzyło — podbiegła do dziewczynki sąsiadki, a z domu natychmiast wyszła stara kobieta i popychając Terenię, powiedziała — Odejdź, odejdź, tu nie ma nic dla ciebie!

Dziewczynka rozpłakała się i uciekła. - A ty nie idź tam. Baw się sama — powiedziała mama, tuląc córkę do siebie. - Masz tyle zabawek, lalkę i zajączka.

I Terenia zaczęła bawić się sama. Mama cały dzień jest na poczcie w sąsiedniej wsi, a ona cały dzień jest sama. Przyzwyczaiła się do tego i nie potrzebowała nikogo poza mamą.

Jeśli się nad tym zastanowić, to bardzo smutne, gdy mały człowiek żyje sam, ale ona dorasta. Dorośnie. Co wtedy powie ludziom? Czy będzie miła? Czy będzie pomagała w trudnych chwilach? A może będzie tak obojętna i bezduszna, jak ludzie byli dla niej w dzieciństwie?

Gdzieś daleko, daleko stąd, Terenia ma brata. A jeszcze dalej, na Dalekim Wschodzie, mieszka jej siostra. Jest mężatką i ma dwóch synów. Ale Terenia nigdy nie widziała brata, siostry ani siostrzeńców. Co zaskakujące, jest już ciocią, chociaż jej siostrzeńcy są o kilka lat starsi od niej...

Rzadko, bardzo rzadko matka otrzymywała od nich listy. A jeśli o Tereni było choć słowo, to tak, jakby nie istniała. Dlaczego? Terenia też się nad tym nie zastanawia. Ale przyjdzie dzień, kiedy się dowie. I z goryczą dorosłego człowieka wszystko sobie uświadomi.

W 1943 roku jej matka straciła męża. Potem jej syn poszedł do wojska. Nigdy nie wrócił do wioski.

Tak, dzieci dorastały i odchodziły, nigdy nie wracając do wioski. Zostali tylko starcy i inwalidzi, a także tak jak ona, owdowiałe kobiety. I wyobraziła sobie duszną samotność, choć odległą i niewygodną starość.

- Jureczku, wejdź. Kuchenka dymi — powiedziała kiedyś do fachowca, jednonogiego, wesołego mężczyzny.

- Jak dymi, to trzeba wyczyścić — zaśmiał się.

- Wyczyściłam go, ale nadal dymi. Czy mógłbyś wejść...

I wszedł.

- Co ty tu masz?

Podszedł do pieca, zajrzał do środka, nałożył trochę oleju na pęknięcia.

Nie wejdę na górę, nie z jedną nogą — powiedział, owijając narzędzie w wór — ale wszystko jest w porządku.

- A więc w porządku. Przepraszam, że ci przeszkodziłam.

- To nic takiego.

- I już postawiła butelkę bimbru na stole, włożyła karmazyna do miski i polała go kwaśną śmietaną. - Nie wahaj się, Jureczku...

- Kto by się wzbraniał przed czymś takim — uśmiechnął się. - Jak mi tak będzie codziennie, to będę tylko tańczył, nawet na jednej nodze.

Nalała pełną szklankę dla niego i trochę dla siebie.

- Na zdrowie, Juruś!

- I wzajemnie!

Wypił. Wziął kęs imbiru i spojrzał na Elżbietę z lekkim spojrzeniem, jakby stracił kilkanaście lat.

- Przystojny z ciebie mężczyzna — powiedziała i znów zachichotała, błyszcząc mocnymi, nierównymi zębami.

- Nie to, co ja... Kto by mnie zechciał... - Ela uśmiechnęła się smutno.

- No nie mów...

Nalała jeszcze trochę dla niego i dla siebie na odwagę. Facet wypił i poczuł się smutny:

- Wojna zabiła twoich, mnie urwała nogę, a ciebie pozbawiła dobrego życia. Patrzę na ciebie i współczuję ci. Szkoda, że nie masz odpowiedniego mężczyzny.

- Gdzie go znajdziesz? Tutaj?

- Tak, w naszym światku zrobiło się przestronnie... Kiedyś chodziliśmy na potańcówki, wszyscy wylewali się na ulicę, żeby świętować, jak na jarmarku...

- W domu jest za ciasno dla nas wszystkich!

- Tak, ale nie pomyślałeś, że samej mi jest ciężko

- Nie jesteś jedyna, każdy myśli tylko o sobie. - Splunął i wyszedł.

Tak właśnie zerwałam kontakt z bratem. Starsze kobiety zastanawiały się:

- Komu urodziła to dziecko? Ale była przebiegła...

I więcej niż jedna żona pomyślała: "Czy to nie było z moim?" Te niepokoje i domysły sprawiły, że kobiety znienawidziły, zarówno ją, jak i jej córkę, która uwielbiała przebywać z matką. Przez kilka lat będą darzyły się miłością, szacunkiem i wspólnie spędzanym czasem, a co będzie potem, pokaże życie.

Mężczyźni także nie podchodzą do dziewczynki i nie rozmawiają z nią, by nie zostać posądzeni o ojcostwo "na boku". Żaden z mężczyzn nie rozmawia z Terenią, dziewczynką o lekko krzywych zębach, zupełnie, jak jednonogi Juruś...

O tym się mówi: Z życia wzięte. Przyjechałam do teściowej z drogim prezentem. Na próżno oczekiwałam rewanżu

Zerknij: Z życia wzięte. Mój mąż oświadczył, że odchodzi. Nie zatrzymywałam go