Po tym, jak rozpadło się moje małżeństwo i zaczęły się problemy finansowe, zdecydowałam się opuścić kraj i poszukać lepszego życia we Włoszech. Wyjechałam sama, zostawiając moją córkę pod opieką mojej mamy. Od początku zamierzałam ją do siebie ściągnąć, choć najpierw chciałam zapewnić jej dobre warunki.
Pierwsze lata nie były łatwe. Spałam w tanich pokojach, w których warunki były dalekie od ideału. Zdarzało się, zwłaszcza w pierwszych dniach, że koczowałam na przystankach i dworcach. W końcu udało mi się znaleźć dobrze płatną, stałą pracę. Na mojej drodze pojawił się też bardzo miły Włoch, który pomógł mi ściągnąć do siebie córkę.
Julka świetnie się odnalazła we Włoszech, szybko opanowała język. Chodziła do szkoły i całkiem nieźle sobie radziła. Na studiach poznała swojego przyszłego męża. Do mnie też los się uśmiechnął. Poznałam Roberto i przez kilka lat byłam naprawdę szczęśliwa. Niestety niedawno mój mąż zmarł. Jego dzieci uznały, że w jego domu nie ma już dla mnie miejsca.
Poszłam do córki z prośbą o pomoc. To, co od niej usłyszałam, dotąd dźwięczy mi w uszach. Moja córka stwierdziła, że zawsze mogę wrócić do kraju. Nie chciałam wracać. Moja matka już dawno nie żyła, a dom, który mi zostawiła, pewnie już dawno zmienił się w ruinę.
Nie mogę zrozumieć, dlaczego jedyną formą pomocy, jaką była w stanie zaoferować mi moja własna córka, był powrót do kraju. Liczyłam, że pozwoli mi u siebie zostać, dopóki nie stanę na nogi.
Teraz już sama nie wiem, co dalej robić. Jedyne, co wiem, że na pomoc mojego własnego dziecka, nie mam co liczyć...
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. Synku, nie oddam ci mojego mieszkania. Inni młodzi ludzie wynajmują mieszkania, ty też możesz
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Tadeusz Rydzyk w poważnych tarapatach. Zakonnik będzie musiał zmierzyć się z zakręceniem kurka z pieniędzmi. Ministerstwo zablokowało ważną wypłatę