Moja mama przez rok namawiała nas, żebyśmy kupili jej jednopokojowe mieszkanie, do którego się przeprowadzi. My mieliśmy zamieszkać w jej domu. W końcu ulegliśmy jej namową. Teraz zaczęła nas męczyć o to, żeby wszystko było po staremu, bo nie może się odnaleźć w nowym lokum.
Zaraz po ślubie chcieliśmy wziąć kredyt. Zarówno moi rodzice, jak i rodzice męża mieli swoje domy. Nie liczyliśmy na spadek, chcieliśmy, żeby żyli jak najdłużej. Rok po moim ślubie moja mama przeszła na emeryturę i coraz aktywniej zaczęła brać udział w moim życiu. Czasem zbyt aktywny.
Nie było dla niej tajemnicą to, że planujemy wziąć kredyt. Nie podobał jej się ten pomysł. Przekonywała, że pchanie się w hipotekę nie jest dobrym pomysłem. Mieliśmy trochę oszczędności. Teść też nam coś dał. Wystarczyłoby na małe jednopokojowego mieszkanko gdzieś na obrzeżach. To było jednak dla nas za mało, w końcu planowaliśmy posiadanie dzieci.
Pewnego dnia mama złożyła nam zaskakującą propozycję. Chciała nam oddać swoje trzypokojowe mieszkanie, w zamian mieliśmy jej kupić tamtą kawalerkę na odludziu.
"Są tam sklepy, kursuje komunikacja miejska. Nie ogranicza mnie czas, zawsze mogę pójść na spacer. A że powierzchnia mieszkalna jest niewielka, to nawet dobrze. Jestem sama, niewiele potrzebuję" - przekonywała nas.
Za nim ostatecznie się zdecydowaliśmy, kilkakrotnie pytałam mamę, czy jest pewna swojej decyzji. Była już starszą osobą, a jak mówią "starych drzew się nie przesadza". Mama za każdym razem odpowiadała, że dobrze wszystko przemyślała.
Długo rozmawialiśmy z mężem i w końcu doszliśmy do wniosku, że propozycja mamy spada nam jak z nieba. Jej mieszkanie jest w dobrej lokalizacji, wszystko, czego potrzebowaliśmy, jest w zasięgu ręki.
Wiedzieliśmy, że trzeba będzie zrobić remont i kupić meble, ale to wszystko zrobimy z czasem, bo mama nie będzie w stanie fizycznie odebrać wszystkiego do nowego mieszkania.
Mama była zachwycona nowym lokum. Chwaliła brak tłoku i czystsze powietrze, bo ruch aut był tu wyjątkowo mały. Powoli przenosiliśmy do nowego domu rzeczy mamy, robiąc przy okazji remont w lokum po niej.
Długo wszystko było dobrze. Kiedy mój synek miał trzy miesiące, moja mama zaczęła narzekać na swoje nowe mieszkanie. Stwierdziła, że nie chce tam zostać, bo jest ciasno i wszędzie daleko. Oświadczyła, że chce wrócić do siebie przed zimą.
"A co z nami? Pomyślałaś o nas?!"
"Przecież na ulicę was nie wyrzucam. Macie kawalerkę. Dziecko jest jeszcze małe, zmieści się, a potem weźmiecie kredyt hipoteczny, jak chciałeś" - powiedziała.
"Gdybym miała brać kredyt, nie decydowałabym się jeszcze na dziecko. Podróż z przedmieść z małym dzieckiem jest kłopotliwy."
Mama zauważyła, że ją tam wysłaliśmy, chociaż tu nic nie ma, a ona jest starszą osobą. Ona sama nam to zaproponowała, a teraz twierdzi, że ją do tego zmusiliśmy. Stwierdziła też, że mieszkanie, w którym mieszkamy, jest nadal zapisane na nią. Nie zostawiła nam złudzeń, mamy się wynieść.
Nie rozmawiam z mamą, a ona nie rozumie dlaczego. Jak stwierdziła, ona chce tylko wrócić do siebie. Ma gdzieś, że całe pieniądze włożyliśmy w remont jej domu.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. Nigdy nie zapomnę słów, jakie padły z ust mojej teściowej. Jak można tak powiedzieć o małym dziecku
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Danuta Martyniuk po raz kolejny skorzysta z dobrodziejstw medycyny estetycznej. Wiadomo, jakiemu zabiegowi się podda
O tym się mówi:Nowe ustalenia w sprawie Anastazji. Nagranie z monitoringu przedstawia wydarzenia w nowym świetle