Nikola była najstarszą z licznego rodzeństwa. Na studia przyjechała do miasta. Rodzice wynajęli jej małą kawalerkę w starej kamienicy. W akademiku nie było już miejsca. Warunki nie były tam najlepsze, ale na tyle ich było stać.
Na początku bardzo tęskniła za domem i najbliższymi, ale z czasem przywykła do nowej rzeczywistości. Wychodziła ze znajomymi. Dopiero, kiedy zrobiło się chłodniej, zaczęła więcej czasu spędzać w domu. W końcu zbliżała się sesja. Niestety rozdzierający krzyk dziecka za ścianą mocno dawał się jej we znaki.
Kiedy pierwszy raz usłyszała ten krzyk, nie pomyślała, że za ścianą może dziać się coś strasznego. Doskonale pamiętała, jak jej młodsza siostra płakała w podobny sposób, kiedy ich tata zabronił jej zabawy nasionami. Wiedziała, że dzieci potrafią wpaść w histerię z całkiem błahego powodu i wcale nie oznacza to, że dzieje im się krzywda.
Krzyk dziecka powtarzał się jednak każdego wieczora. To budziło niepokój Nikoli. Poradziła się swojej mamy. Ta powiedziała jej, że może małemu dziecku coś dolega, może jest chore i stąd ten płacz.
Dziewczyna postanowiła jeszcze poczekać z reakcją. Może faktycznie maleństwo było chore. Dni mijały i nic się nie zmieniało. Nikola postanowiła zadzwonić do kobiety, od której wynajmowała mieszkanie i wypytać ją od sąsiadów. Kobieta przyznała, że nie zna ich, bo nigdy tam nie mieszkała. Dostała mieszkanie po krewnej.
Sytuacja dziecka nie dawała jej spokoju. Może potrzebowała pomocy, a wszyscy pozostawali obojętni na jego wołanie o pomoc. Kiedy wracała pewnego dnia z zajęć, zastała sąsiadów rozprawiających o płaczącym dziecku. "Czy dziecko zawsze tak płacze" - zapytała ich Nikola.
"Od jesieni tak płacze" - stwierdziła jedna z kobiet.
"Rozpieszczone pewnie" - dodała inna.
"Matka nie ma czasu się zająć to i krzyczy" - powiedziała trzecia.
"To jakaś dziwna rodzina. Nie wiadomo, co się tam dzieje" - wzruszyła ramionami kolejna kobieta.
Nikoli to nie uspokoiło. Postanowiła przekonać się, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami sąsiadów zza ściany.
Zapukała do drzwi. Otworzyła jej młoda kobieta.
"Czego chcesz?" - warknęła.
"Martwi mnie płacz twojego dziecka. Czy wszystko w porządku? Może jest chore i potrzebuje pomocy?" - dopytywała Nikola.
"Pani wiem lepiej przyszła pomóc. Idź stąd! Sama poradzę sobie z własnymi dziećmi! Moja sprawa, czy dzieci krzyczą, czy nie. Jak ci się nie podoba, wyprowadź się stąd!" - krzyczała kobieta.
Nikola nie chciała tak tego zostawić. Zdecydowała się napisać do opieki społecznej. Powinni sprawdzić, czy z dziećmi wszystko jest w porządku. Była pewna, że tak właśnie powinna zrobić. Jeśli nie znajdą żadnych dowodów na to, że dzieciom dzieje się krzywda, zostaną z matką. Jeśli znajdą, dzieci wreszcie będą bezpieczne.
Nie można być obojętnym!
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. Teściowa sprowadziła do domu synowej pomoc społeczną. Teraz syn się do niej nie odzywa
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Maciej Stuhr w dosadnych słowach zakpił z TVP. Aktor odwołał się do sytuacji z Igą Świątek podczas French Open. Co ma do zarzucenia dziennikarzom
O tym się mówi: Zaskakujące informacje obiegły media. Czy Małgorzata Rozenek-Majdan zamieni pracę w telewizji na politykę