Pojechałam odwiedzić syna, pomyślałam, że trochę odpocznę, pójdę gdzieś na spacer. Zamiast tego musiałam posprzątać mieszkanie. Wydaje się, że synowa w ogóle nic nie robi w domu.

Ja mieszkam na wsi, a mój syn i żona mieszkają w mieście, ona ma tam swoje mieszkanie. Minął już rok od ich ślubu, ale zwykle trafiali do mnie, ogródek trzymałam do tego lata, więc pomoc zawsze była potrzebna. I w tym roku stwierdziłam, że już nie mam siły, bo byłam zmęczona tym ogrodem. Nic nie sadziłam, chcę w ogóle zasiać trawnik, to wystarczy, już się wypaliłam.

Pojechałam w odwiedziny do syna i synowej. W ogóle nie odpoczęłam

Zaplanowałam więc wybrać się latem do miasta, aby odwiedzić syna i synową. Pochodzić wzdłuż nabrzeża, iść gdzieś na koncert, do kawiarni - jak normalny człowiek. Uprzedziłam syna, powiedział, że rozmawiał z żoną, są gotowi mnie przyjąć, nikomu nie będę przeszkadzać. Spakowałam się i wyszłam z domu.

Przyjechałam za dnia, autobus wieczorami kursuje rzadziej. Syn mnie odebrał z dworca, zabrał do domu i znowu wyjechał do pracy. Zostałam sama w domu. Odetchnęłam po podróży, rozejrzałam się i po prostu doznałam szoku - co za straszny bałagan tam panował!

Chodząc po podłodze, wybrudziłam skarpetki. Piec był poplamiony starym tłuszczem, kubki poplamione herbatą. Matko kochana! To oni wiedzieli, że przyjadę, dlaczego nie posprzątali!

Podwinęłam rękawy i zaczęłam sprzątać. Pierwszego dnia udało mi się tylko umyć kuchenkę i okap, po prostu nie starczyło mi sił na więcej. Wieczorem dzieci wróciły z pracy, nic nie powiedziałam, myślę, że same zauważą, trudno nie zauważyć, że piec stał się śnieżnobiały, a okap jest dwa razy jaśniejszy.

Tymczasem oni albo tego nie zauważyli, albo tylko udawali. Zjedliśmy obiad, potem zaproponowali mi, żebym gdzieś poszła na spacer, ale ja po tym sprzątaniu po prostu nie miałam siły. Wzięłam szybką kąpiel i poszłam spać.

Następnego dnia ta sama historia - już wyszorowana łazienka. Wieczorem mam język do podłogi ze zmęczenia, dzieci nie reagują na sprzątanie, bo nigdy tak się nie działo, a pod koniec dnia nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Jaki tam spacer, czołgałam się do łóżka.

W tym trybie minęły wszystkie cztery dni. Sprzątnęłam ich mieszkanie, w którym można było bez strachu chodzić boso, a podejście do pieca nie było budzące grozę. Tak, i wyczyściłam wszystkie kubki sodą. Nikt mi nawet za to nie podziękował.

Mój syn, gdy mnie odwiózł na dworzec, powiedziałam, że cały czas robiłam porządek w ich domu, ale nawet mi nie podziękowali. Nie chodziłam na spacery po wybrzeżu ani do kawiarni.

Syn zaskoczył mnie odpowiedzią - kto cię prosił? Nam jest dobrze, mogłaś to zignorować i pójść na spacer.

Jak nie zwracać uwagi, jeśli nogi się lepią i nieprzyjemnie jest przebywać w kuchni. Nie będę nawet mówić o kubkach, które wyglądały na brudne... No, mogli choć trochę ogarnąć, wiedząc, że nie wytrzymam w takim brudzie.