Ciężko pracował od najmłodszych lat, dlatego wypracował sobie dobrą pozycję. Utrzymywał mnie i nasze dziecko.

- Dopóki żyję, mój syn będzie miał wszystko, czego potrzebuje - mawiał.

Nie wszystko potoczyło się zgodnie z oczekiwaniami

Mój Mateusz umarł. Serce nie wytrzymało ciężkiej pracy i tempa życia. Nie mogłam w to uwierzyć! Miał zaledwie 50 lat!

Teraz musiałam sama zająć się synem. Pieniędzy nam nie brakowało, ale też nie byliśmy przyzwyczajeni do oszczędzania.

- Jak ja teraz będę żyć bez niego?! Jak mam żyć i tęsknić za nim jednocześnie?! - Płakałam w kuchni, gdy moja przyjaciółka robiła herbatę.

- Słuchaj, Irenko, może pojedziesz ze mną do Portugalii? Zarobisz pieniądze, a potem będziesz miała dość środków finansowych do późnej starości. Tak, musisz się czymś zająć, zmienić otoczenie. Nie jesteś tu sobą.

- Masz rację! Pojadę! Nic mnie tu nie trzyma. Syn jest już dorosły, ma swoje życie.

Tak to wszystko się stało. Pracuję u swojego pracodawcy od 20 lat. W tym czasie udało jej się ożenić syna i czekać na wnuki.

Syn sprzedał nasze mieszkanie, spożytkował swoją część spadku na wybudowanie pięknego wiejskiego domu. Mateusz byłby z niego dumny.

Zawsze pomagałam Łukaszkowi i synowej pieniędzmi. Wychowanie trójki dzieci nie jest łatwym zadaniem. Kiedy dzieci trochę podrosły, postanowiłam zadbać o siebie.

Jak długo jeszcze wytrzymam na obczyźnie? Chcę już wracać do domu. Zwłaszcza gdy kraj przeżywa tak trudne czasy. Dostanę pracę kasjerki i przynajmniej jakoś podniosę gospodarkę.

Dlatego uzgodniłam z synem, że zaoszczędzi pieniądze, które mu wysyłam od 3 lat i kupi mi mieszkanie.

Łukasz zgodził się. Pracowałam jeszcze kilka miesięcy, żeby odłożyć na remont, a potem zdecydowałam się na powrót do rodzinnej Warszawy na stałe.

Zerknij: Żona Szymona Marciniaka wspiera go w jego sukcesach. Poznaliśmy ją na Gali Mistrzów Sportu 2023

O tym się mówi: Mocna wypowiedź Pawła Fajdka. Co takiego powiedział znany sportowiec po gali