Jego historia pokazuje, jak szybko może zmienić się nasze życie w sposób nieodwracalny i radykalny. Z godziny na godzinę, z aktywnego, mocno zajętego człowieka, można zmienić się w kogoś, kto walczy najpierw o życie, potem o tożsamość, by na końcu zebrać z ziemi wszystkie szczątki poprzedniego życia i spróbować w miarę możliwości złożyć je w logiczną dla nas całość.

Jacek Rozenek mógł liczyć na pomoc przyjaciółki

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez Jacek Rozenek (@jacekrozenek)

Tak właśnie działają udary mózgu, których jednocześnie doznał znany polski aktor, Jacek Rozenek. Jego była żona, Małgorzata znana z programu "Perfekcyjna Pani Domu", wsparła wówczas byłego ukochanego finansowo, poprzez anulowanie mu alimentów, jakie łożyć musiał na ich wspólne dzieci - według medialnych doniesień.

Kilka godzin spędzonych w samochodzie na parkingu, zaważyło na sprawności udzielenia pomocy aktorowi Jackowi Rozenkowi, gdy podczas podróży służbowej doznał rozległego udaru mózgu, niedokrwiennego i krwotocznego jednocześnie, jak przyznał później w jednym z wywiadów.

Do szpitala trafił w bardzo złym stanie, dlatego też bliscy aktora zostali poinformowani przez lekarzy, że powinni przybyć do placówki i pożegnać się z umierającym krewnym. Gdy gdzieś w buszującej między jawą a nicością świadomości, Jacek Rozenek usłyszał te słowa, postanowił wbrew wszystkiemu przetrwać...

Jednak na drodze do życia i zdrowia, stanęła artyście z pomocną dłonią przyjaciółka i koleżanka z branży, aktorka Adrianna Biedrzyńska, która widząc tragiczny stan przyjaciela, nie czekała ani chwili i zorganizowała mu transport i leczenie w gryfickiej klinice, w której sama miała okazję reperować swoje zdrowie.

Była przy Jacku Rozenku niemal bez przerwy, nawet podczas transportu. Dbała o nawodnienie jego organizmu i trzymała pieczę nad medyczną opieką nad jej przyjacielem. Sama przyznaje, że nie czuje się bohaterką, gdyż zrobiła dla Jacka Rozenka to, co zrobiłaby dla każdego, kto pragnie żyć.

Pamiętam, czego potrzebowałam, gdy byłam w ciężkim stanie, kiedy dano mi trzy tygodnie do trzech miesięcy życia. Wiedziałam, że muszę mu pomóc, że to mój obowiązek. Pomyślałam: dlaczego ja dostałam szansę. Może właśnie po to, żeby komuś uratować życie - opowiedziała Adrianna Biedrzyńska, wspominając własne zmagania z guzem mózgu.

O tym się mówi: Jedzenie w szpitalu woła o pomstę do Nieba. Tak nie mogą być żywieni pacjenci. "W więzieniu karmią lepiej"

Zerknij tutaj: Od bardzo dawna robię to nieprawidłowo. Po co w szufladce pralki aż trzy przegródki