Wielu fanów piłki nożnej z pewnością pamięta mundial w Katarze nie tylko z powodu emocjonujących rozgrywek, ale również przez kontrowersje związane z tzw. "aferą premiową". Mateusz Morawiecki, ówczesny premier Polski, obiecał sowite wynagrodzenie piłkarzom za wyjście z grupy. Ostatnio do sprawy odniósł się Wojciech Szczęsny, rzucając nowe światło na to zdarzenie, infrormuje Goniec.


Czym była "afera premiowa"?


"Afera premiowa" wybuchła podczas mundialu w Katarze, kiedy premier Mateusz Morawiecki obiecał polskiej reprezentacji duże nagrody za wyjście z grupy. Morawiecki podczas spotkania z piłkarzami powiedział:


"Wierzę w was, będziecie na pewno dawali z siebie wszystko. A my tu z panem trenerem zapewnimy, żeby jak się uda, to żeby była naprawdę bardzo dobra nagroda."


Nagranie z tego spotkania szybko trafiło do sieci, wywołując burzliwe dyskusje i kontrowersje.


Wojciech Szczęsny zabiera głos


Choć od tamtego czasu minęło już sporo, echo "afery premiowej" wciąż nie milknie. Wojciech Szczęsny, bramkarz reprezentacji Polski, odniósł się do sprawy w podcaście "WojewódzkiKędzierski". Szczęsny nie krył swojego zdania, podkreślając, że decyzja o przyznaniu premii była pochopna i miała swoje negatywne konsekwencje.


"Złem jest i złym pomysłem było to, żeby premier dał premię reprezentacji za awans. (...) Powiem też szczerze, że rola moja, rola Roberta, rola Kamila Glika, zawodników, którzy na piłce zarobili bardzo duże pieniądze, jest to, żeby dbać o tych, którzy tych pieniędzy jeszcze nie zarobili. A uwierz mi, są tacy w reprezentacji Polski" - powiedział Szczęsny.


O jakich kwotach mowa?


W dalszej części rozmowy Szczęsny poruszył kwestie finansowe, podkreślając, że dla niego i innych bardziej doświadczonych zawodników, pieniądze z premii nie robiły większego wrażenia. Mogły jednak znacząco poprawić sytuację finansową młodszych piłkarzy.


"Podzielenie tej premii dla mnie, dla Roberta i dla paru innych nie robiło żadnej różnicy w naszym życiu. To było o jeden samochód więcej. A dla niektórych to były dwuletnie, trzyletnie zarobki. (...) Najmniej wychodziło komuś tuż poniżej miliona złotych, jakieś 900 tysięcy. My mamy swój system nagradzania zawodników, który nam się od lat sprawdza i nikt nigdy nie narzekał" - mówił Szczęsny.


Szczęsny zdradził również, że jego premia miała wynosić około dwóch i pół miliona złotych, co dla wielu może być niewyobrażalną sumą.


"Dwa i pół miliona. Dwa dwieście, dwa z czymś" - dodał.


Kontrowersje i refleksje


Szczęsny przyznał, że od samego początku miał świadomość, że obietnica premii była nieprzemyślana i wywoła szerokie echa wśród fanów piłki nożnej. Wiedział, że ta sytuacja postawi ich w złym świetle, ale jednocześnie czuł odpowiedzialność za młodszych kolegów z drużyny.


"Ale dla mnie powiedzenie chłopakowi 20-letniemu, który na przykład gra na tym turnieju, więc on mógł mieć podobną kwotę, jak ta moja, a zarabia 200-400 tysięcy rocznie, i powiedzieć mu: 'Wiesz co, my z tego zrezygnujemy' - ja tego nie miałem w sobie. (...) To trzeba było zabić na początku, ale jak się już tego tematu na początku nie zabiło i wszyscy widzieli, ile mają dostać, to ja nie miałem jaj, żeby powiedzieć młodemu, że tego nie dostanie. Żeby była jasność - pierwszego dnia wiedzieliśmy, że z tego będzie smród" - wyjaśnił Szczęsny.


"Afera premiowa" związana z obietnicą Mateusza Morawieckiego dla polskich piłkarzy podczas mundialu w Katarze pozostaje jednym z najbardziej kontrowersyjnych wydarzeń w polskiej piłce nożnej. Wypowiedzi Wojciecha Szczęsnego rzucają nowe światło na kulisy tej decyzji, pokazując, że choć intencje były dobre, to realizacja i komunikacja okazały się problematyczne.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "My teraz idziemy odpocząć, a ty sprzątniesz ze stołu": Rozkazała mi teściowa


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Brutalna reakcja kibiców na występ Blanki. Piosenkarka wygwizdana na stadionie