Świadkowie Jehowy to wspólnota religijna, która od lat budzi kontrowersje na całym świecie. W Polsce, choć ich społeczność jest niewielka, wyznawcy są znani z wyjątkowej gorliwości w szerzeniu swojej wiary. Jednak dla wielu osób, które decydują się opuścić tę organizację, życie poza nią okazuje się być pełne wyzwań i trudności. Sara i Edwin Kozubowie, małżeństwo, które przeszło przez ten proces, dziś otwarcie dzielą się swoją historią, pokazując, jak trudno jest uwolnić się od wpływów tej zamkniętej społeczności.


Sara i Edwin Kozubowie urodzili się i dorastali w rodzinach głęboko związanych ze Świadkami Jehowy. Już od najmłodszych lat ich życie było podporządkowane surowym regułom organizacji. Nie obchodzenie świąt, unikanie szkolnych uroczystości oraz izolacja od rówieśników spoza wspólnoty były dla nich codziennością. Wychowani w atmosferze nieustannego strachu przed nadchodzącym Armagedonem, dorastali w przekonaniu, że tylko wewnątrz organizacji mogą czuć się bezpiecznie, informuje Goniec.


— Dorastasz w takim przeświadczeniu, że jesteś odludkiem, że ten świat cię nienawidzi i bezpiecznie czujesz się tylko w organizacji — wspomina Sara.


Świadkowie Jehowy uczą swoich wyznawców, że świat zewnętrzny jest pełen zagrożeń, a każda relacja spoza organizacji może prowadzić do duchowej zguby. Takie przekonania od najmłodszych lat kształtowały życie Sary i Edwina, wywołując u nich poczucie winy, strachu i osamotnienia.


Wspólnota Świadków Jehowy jest znana z surowej kontroli nad życiem swoich wyznawców. Każdy aspekt codziennego życia jest regulowany przez organizację, a jakiekolwiek odstępstwo od jej zasad grozi wykluczeniem ze społeczności. Sara i Edwin odczuwali ogromną presję, by być posłusznymi, nawet kosztem własnego zdrowia psychicznego.


— Od urodzenia cały czas żyliśmy w strachu, że Armagedon będzie za chwilę. On będzie być może jutro, być może dzisiaj, być może za tydzień, ale to cały czas było "za chwilę" — opowiada Edwin.


Sara, zmagając się z depresją już w wieku 13 lat, przez długi czas wierzyła, że jej nieszczęście jest dowodem na to, że podąża właściwą drogą. Dopiero po wielu latach i podjęciu terapii zrozumiała, że jej stan psychiczny wynikał z toksycznego środowiska, w jakim dorastała.


Proces opuszczenia Świadków Jehowy nie był dla Sary i Edwina łatwy. Przełomowym momentem było dla nich odkrycie, że wiele nauk głoszonych przez organizację jest niespójnych i zakłamanych. Edwin, wbrew zakazom, zaczął poszukiwać informacji na temat Świadków Jehowy poza oficjalnymi źródłami. Jego odkrycia podważyły dotychczasowy światopogląd i ostatecznie doprowadziły do decyzji o odejściu.


— Zacząłem chłonąć wszystko na temat Świadków, co nie pochodzi od Świadków. Dobrnąłem do takich źródeł i stwierdziłem, że nie ma szans. Nie wierzę w tę organizację — mówi Edwin.


Najtrudniejszym momentem była dla nich konfrontacja z rzeczywistością, że ich dotychczasowe życie było oparte na fałszywych przekonaniach. Ostateczne zerwanie z organizacją nastąpiło, gdy urodziły się ich dzieci. Presja ze strony wspólnoty, by stosować dyscyplinę fizyczną wobec dzieci, była dla Sary nie do zaakceptowania.


— Powiedzieli mi, że muszę je bić, klapsy im dawać, bo nie siedzą grzecznie na zebraniu — wspomina Sara.


To właśnie ten moment stał się dla nich punktem zwrotnym, który ostatecznie przekonał ich, że muszą opuścić organizację, by chronić swoje dzieci i zapewnić im normalne życie.


Sara i Edwin Kozubowie są przykładem tego, jak trudne i bolesne może być opuszczenie zamkniętej wspólnoty religijnej. Ich historia pokazuje, jak głęboko zorganizowana religia może wpływać na psychikę człowieka i jak trudna jest droga do wolności. Dziś, po wielu latach, Sara i Edwin mówią otwarcie o swoich doświadczeniach, starając się pomóc innym, którzy również zmagają się z decyzją o odejściu od Świadków Jehowy.


To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Mój syn całe życie brał ode mnie pieniądze": Na ślub nawet mnie nie zaprosił


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Mój mąż zostawił mnie": W tym momencie postanowiłam zostać prawdziwą pięknością. Za rok go zobaczyłam