Jak informuje portal "Super Express", kobieta z obumarłym płodem zgłosiła się do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Kobieta relacjonowała, że odsyłano ją od pokoju do pokoju. W końcu zdecydowała się poszukać innej placówki i wskazano, że zostanie przyjęta za 2 tygodnie. Poznajcie szczegóły!
Obumarły płód i odległe terminy
W rozmowie z portalem "Eska" kobieta opisała ze szczegółami swoje dramatyczne doświadczenia. Kobieta była w 7. tygodniu ciąży, kiedy prowadzący ją lekarz stwierdził obumarcie płodu i skierował ciężarną do szpitala. Kobieta zgłosiła się do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi 14 czerwca.
Jak wskazała, odsyłano ją od pokoju do pokoju. Tam słyszała różne możliwe terminy jej przyjęcia, od sierpnia do nawet października.
"Po ludzku zapytałam się: proszę mi powiedzieć, co ja mam zrobić? Czy naprawdę mam czekać do sierpnia i do sierpnia chodzić z martwym płodem, bo wy nie macie miejsc? Poczułam się potraktowana jak śmieć" - relacjonowała zrozpaczona kobieta.
Ostatecznie udała się do innej łódzkiej placówki, gdzie podano jej tabletki poronne i młoda kobieta po dwóch dniach mogła wrócić do domu.
Centrum Zdrowia Matki Polki przeprasza
Po nagłośnieniu sprawy Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi wydał komunikat, w którym wyraził ubolewanie, że do takiej sytuacji w ogóle doszło. Władze szpitala poinformowały, że sprawdzają, dlaczego mimo jasnych procedur, pacjentka nie uzyskała tu pomocy.
Przedstawiciele placówki przeprosili niedoszłą pacjentkę i zapewniły, że zrobią wszystko, żeby podobne sytuacje już więcej się tu nie powtarzały.
Co sądzicie o całej sytuacji?
To też może cię zainteresować: Najnowsze wieści o zaginionym małżeństwie z Warszawy. Para, która porzuciła synów została znaleziona poza Polską. Udało się ich namierzyć śledczym
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Partner Anastazji przerywa milczenie. Zabrał głos w sprawie podejrzanego o dokonanie zbrodni Bengalczyka. Co dokładnie powiedział
O tym się mówi: Małgorzata Strasburger nie kryje oburzenia. Żona Karola Strasburgera stawia sprawę jasno. "Żarty się skończyły". O co chodzi