Jak przypomina portal "O2", rodzina Kamilka mieszkała w lokalu przy ul. Kosynierskiej 7 w Częstochowie. Wielu lokatorów kamienicy marzy o tym, żeby jak najszybciej się stamtąd wyprowadzić. Jedna z sąsiadek zamordowanego dziecka mówi wprost o obawach, jakie jej towarzyszą.
Za zamkniętymi drzwiami
3 kwietnia cała Polska usłyszała o bestialskim skatowaniu 8-letniego dziecka, które ojczym polewał wrzątkiem, bił i kładł na rozgrzanym piecu kaflowym. Chłopiec walczył o życie przez 35 dni. Niestety rozległość obrażeń, a także fakt, że nie były one przez długi czas leczone, doprowadziły do jego śmierci.
Tragedia rozgrywająca się za zamkniętymi drzwiami wywołała ogromne poruszenie opinii publicznej. Wielu z nas zadaje sobie pytanie, jak to możliwe, że nikt nie słyszał krzyków chłopca i nikt nie zareagował na jego krzywdę. Dlaczego po raz kolejny instytucje państwa okazały się bezsilne wobec oprawcy.
Sąsiedzi Kamilka nie kryją obaw
W "Fakcie" możemy przeczytać, że wiele osób, które mieszkają na co dzień w kamienicy przy Kosynierskiej 7, marzy o tym, żeby wynieść się jak najdalej stąd. Mieszkanie, w którym katowano 8-letniego Kamila, zostało zabezpieczone przez administrację budynku i obowiązuje zakaz wstępu do niego.
Sąsiedzi rodziny B. nie kryją, że ostatnie tygodnie to prawdziwy koszmar. Mieszkająca w kamienicy od 28 lat pani Lidia w rozmowie z tabloidem przyznała, że lokatorzy budynku obawiają się o swoje bezpieczeństwo.
"Po tej tragedii ludzie się odgrażają. Boimy się, że ktoś nam mieszkanie podpali" - powiedziała kobieta, dodając, że ciągle słyszy, że ma krew dziecka na rękach, choć jak podkreśla "to nieprawda".
Co o tym sądzicie?
To też może cię zainteresować: To tu spocznie Kacper Tekieli. Mogiła męża Justyny Kowalczyk skrywa smutną rodzinną historię
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Pogoda zdecydowanie rozpieszcza grzybiarzy w tym roku. Nie pozostaje nic innego jak ruszyć na łowy. Naukowcy rozwiewają wątpliwości w sprawie sezonu