Jak podaje portal "Fakt", zdjecia zamieszczone przez strażaków z Białegostoku opulikowali zdjęcia z domu przy ul. Kasztanowej, gdzie w poniedziałek doszło do tragedii. Siła wybuchu, jaki miał tu miejsce była tak duża, że odczuli go również ludzie mieszkający w sąsiednich domach. Ofiarami wydarzeń w budynku były trzy kobiety, w tym jedno dziecko oraz mężczyzna.
Tragedia w domu w Białystoku
Z relacji strażaków zamieszczonej na ich stronie internetowej wynika, że jeszcze przed ich przybyciem jeden z sąsiadów starała się pomóc 10-letniej dziewczynce, która mieszkała w budynku, prowadząc akcję reanimacyjną.
"Przed budynkiem znajdowała się osoba postronna udzielająca pomocy dziecku. Od innych osób uzyskano informację o możliwości przebywania w zniszczonym budynku kolejnych osób. Rota medyczna przejęła poszkodowaną i kontynuowała resuscytację krążeniowo-oddechową. Kolejna rota w zabezpieczeniu prądu wody oraz w sprzęcie ochronnym układu oddechowego udała się do wnętrza budynku, celem poszukiwania kolejnych poszkodowanych" - czytamy.
Opis akcji
Strażacy starali się zakręcić zawór gazu w szafce przy ścianie budynku. Jednak próba ta początkowo okazała się nieudana, w związku z czym "podjęto decyzję o wycofaniu roty pracującej wewnątrz budynku. Rota ta odnalazła wewnątrz budynku, kilka metrów od wejścia do budynku kolejną osobę poszkodowaną i ewakuowała ją na zewnątrz. Po skutecznym zakręceniu zaworu gazowego, rota kolejny raz udała się do wnętrza budynku, w którym odnalazła trzecią osobę poszkodowaną, którą niezwłocznie ewakuowano" - informują białostoccy strażacy.
"W międzyczasie na miejsce zdarzenia dojechał pierwszy ZRM, który wspólnie z ratownikami prowadził resuscytację w stosunku do poszkodowanych. Pogotowie Energetyczne odłączyło zasilanie budynku. W pomieszczeniu piwnicznym przy kotłowni ugaszono zarzewie ognia jednym prądem wody oraz odnaleziono ciało mężczyzny, którego również ewakuowano" - dodają w relacji z akcji.
Tragedia rodzinna
Choć pierwsze przypuszczenia wskazywały na nieszczęśliwy wypadek i wybuch gazu, szybko okazało się, że w domu doszło go makrybycznych wydarzeń. 47-letni Mariusz K. zabił swoją żonę Joannę (40 l.), 10-letnią córkę Izę oraz matkę (72-letnią Marię). Po dokonaniu zbrodni odkręcił w domu gaz i targnął się na swoje życie. Potemm doszło do wybuchu.
Ze słów sąsiadów wynika, że w rodzinie od dłuższego czasu nie działo się dobrze. Było na tyle źle, że rodzina miała założoną tzw. niebieską kartę. Wydano nawet sądowy zakaz zbliżania się do rodziny przez Mariusza K. Nie powstrzymał on go jednak przed dokonaniem zbrodni.
Myślicie, że można było uniknąć tej tragedii?
To też może cię zainteresować: Kobiecie nie pozwolono wejść do sklepu bez maseczki. Postanowiła rozwiązać sposób w dość absurdalny i zaskakujący sposób
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Niecodzienne zdarzenie miało ostatnio miejsce w jednym z kościołów. Głos na ten temat zabrał mężczyzna, który wywołał całe zamieszanie
O tym się mówi: Karambol na moście Łazienkowskim w Warszawie. Zderzyło się aż pięć samochodów