Nie miał nic – ani majątku, ani planów, tylko błysk w oku i słowa, że razem zbudujemy wszystko od zera. Uwierzyłam. Oddałam mu całe swoje serce i najlepsze lata życia.
Pracowaliśmy ciężko. Były chwile biedy, kiedy zastanawialiśmy się, co włożyć do garnka. Były momenty, gdy marzliśmy w niedogrzanym domu i martwiliśmy się, czy starczy na buty dla dzieci. Ale byliśmy razem – i to mi wystarczało.
Mijały lata. On wspinał się po szczeblach kariery, ja dbałam o dom i wychowanie dzieci. Nigdy nie narzekałam – uważałam, że tak właśnie wygląda miłość i małżeństwo.
Kiedy dzieci dorosły i wyfrunęły z gniazda, pomyślałam, że wreszcie nadszedł nasz czas. Czas dla nas dwojga. Marzyłam o spokojnej starości, o wspólnych spacerach, o tym, że będziemy cieszyć się wnukami.
Często mówiłam mu:
– Widzisz? Wszystko przetrwaliśmy. Teraz możemy odpocząć.
On tylko się uśmiechał. Wydawało mi się, że myśli tak samo.
Pewnego dnia wróciłam z zakupów. W domu panowała cisza – dziwna, ciężka cisza. Na stole leżała koperta.
Drżącymi rękami otworzyłam kartkę. Kilka zdań, napisanych obcym pismem:
„Nie mogę tak dłużej. Potrzebuję czegoś nowego. Ona daje mi drugą młodość. Odchodzę.”
Poczułam, jak świat wali się na moje barki. Nie wierzyłam własnym oczom. Myślałam, że to jakiś żart, pomyłka, koszmarny sen. Ale szafa była pusta, jego rzeczy zniknęły. I razem z nimi – nasze oszczędności.
Zaczęły krążyć plotki. Zobaczono go w mieście z kobietą o dwadzieścia lat młodszą. Długie włosy, kolorowe sukienki, głośny śmiech. Ludzie mówili, że wygląda przy niej jak młodzieniaszek.
Ona chwaliła się znajomym, że „uratowała” go od nudy, od starego życia. Że wreszcie ma przy sobie kogoś, kto dał mu „drugą młodość”.
A ja? Ja byłam tylko tą, która przez czterdzieści lat gotowała mu obiady, prała koszule i znosiła wszystkie jego humory. Tą, którą zostawił jak stary mebel – zużyty i niepotrzebny.
Nagle zostałam sama. Bez niego, bez pieniędzy, bez przyszłości. Oszczędności, które odkładaliśmy na starość, zniknęły razem z nim.
Nie mogłam spać nocami. Płakałam w poduszkę, żeby dzieci nie słyszały, choć i tak wiedziały. Sąsiedzi patrzyli na mnie z mieszaniną współczucia i ciekawości, a ja miałam wrażenie, że śmieją się po cichu.
Czułam się oszukana, zdradzona, zdeptana. Jakby całe moje życie okazało się kłamstwem.
Mój mąż zostawił mnie bez oszczędności i odszedł do młodej kochanki. Wszystko po czterdziestu latach małżeństwa.
Zostałam sama z pytaniem, które nie daje mi spokoju:
Czy naprawdę przez te wszystkie lata byłam tylko dodatkiem, wygodą, cieniem jego życia?
Bo jeśli tak – to nie wiem, po co poświęciłam mu całe swoje istnienie.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Zerwałam zaręczyny własnego dziecka, bo nie mogłam patrzeć, jak idzie w przepaść": On tego nie rozumie, ale kiedyś mi podziękuje
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Poruszający moment na pogrzebie Jacka Wójcika. Edzia nie mogła powstrzymać emocji