Najpierw były tylko szepty, dziwne spojrzenia znajomych, a potem wiadomość, która zwaliła mnie z nóg – mój mąż miał kochankę. I nie tylko ją – ona spodziewała się jego dziecka.

Byłam położną. Ironia losu – to ja miałam odebrać jej poród. Poczułam, jakby ktoś wbijał mi nóż prosto w serce i powoli go obracał.

Gdy nadszedł dzień, serce waliło mi jak młot. Widziałam jej przerażone oczy, ciało wykrzywione w bólu, i jego – stojącego obok, bliskiego omdlenia, ale próbującego udawać wsparcie.

A ja? Byłam tą, która musiała zachować zimną krew. Każda moja komenda – „oddychaj, trzymaj się, jeszcze chwila” – bolała mnie bardziej niż ją. Każdy krzyk, każde łzy przypominały mi, że rodzi się owoc zdrady.

On patrzył na mnie tak, jakby oczekiwał, że tym poświęceniem zmyje winy. Że kiedy odebrałam poród jego kochanki, udowodniłam, że wciąż go kocham.

Los bywa jednak okrutny. Chwilę po porodzie, kiedy on wyszedł na korytarz, żeby zadzwonić do kogoś z nowiną, padł na ziemię. Atak serca. Lekarze walczyli o niego, ale bezskutecznie.

Tamtego dnia jedno życie przyszło na świat, a drugie odeszło.

Patrzyłam na niego, przykrytego białym prześcieradłem, i nie czułam ulgi. Czułam pustkę. Wszystkie jego obietnice, wszystkie zdrady, cała ta gra skończyła się w jednej chwili. Nie wrócił do mnie. Nie miał dokąd wrócić.

A ja zostałam – rozdarta między gniewem, żalem i współczuciem dla niewinnego dziecka, które nigdy nie pozna swojego ojca.

Tamtego dnia zrozumiałam, że los nie potrzebuje mojego gniewu, żeby wymierzyć sprawiedliwość.

Nie musiałam mścić się na nim – on sam sprowadził na siebie karę.

Ale ironia, że to ja – zdradzona żona – przyjęłam na świat dziecko jego kochanki, zostanie ze mną na zawsze.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Sąsiadka udawała biedną i samotną": W rzeczywistości kryła tajemnicę, która zmroziła mi krew

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Wstydziłam się własnych rodziców": Zapłaciłam za to złamanym sercem