— Nie mogę już na ciebie patrzeć. Stałaś się gruba, zaniedbana. To nie jest kobieta, którą poślubiłem.
Miesiąc po porodzie.
Miesiąc po tym, jak urodziłam nasze dziecko.
Odszedł bez wahania, bez wyrzutów sumienia.
Zostawił mnie samą, zmęczoną, obolałą, z niemowlęciem, które potrzebowało mnie bardziej niż ktokolwiek wcześniej.
A ja?
Ja zostałam z pytaniem, dlaczego miłość miała termin ważności.
Pierwsze miesiące były piekłem.
Bezsenne noce, kolki, płacz, samotność, która dławiła mnie jak kamień na piersi.
Każdego dnia walczyłam z własnym ciałem, które jeszcze nie doszło do siebie po ciąży, z własnymi myślami, które powtarzały mi, że może miał rację.
Że może nie byłam już warta miłości.
Że może nigdy nie byłam.
A potem powoli zaczęłam oddychać.
Małe kroki.
Uśmiech mojego dziecka.
Pierwsze wypite ciepłe kawy.
Długie spacery, podczas których uczyłam się na nowo lubić własne odbicie.
Z każdym dniem wracała do mnie siła, którą myślałam, że straciłam.
Nie chodziło już o wagę.
Nie chodziło o zemstę.
Chodziło o mnie.
A potem go spotkałam.
Rok później.
Na ulicy, w przypadkowym miejscu, jakby los chciał, żebym to zobaczyła.
Był taki sam.
A może mniejszy? Może przygarbiony pod ciężarem własnych błędów?
Jego oczy przesunęły się po mnie, po moim ciele, które już nie było tym, które porzucił.
— Wyglądasz… inaczej — powiedział ostrożnie.
Uśmiechnęłam się.
— Wiem.
Spojrzał na mnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale wtedy mój synek złapał mnie za rękę.
A obok mnie stał ktoś jeszcze.
Ktoś, kto nauczył mnie na nowo ufać.
Nie byłam już sama.
I pierwszy raz w życiu poczułam, że nigdy nie powinnam była bać się samotności.
Bo bez niego…
Odzyskałam siebie.
To też może cię zainteresować: Marta Nawrocka zabrała głos w sprawie Agaty Dudy. Jej słowa mogą zaskoczyć
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Przerażająca wizja Krzysztofa Jackowskiego. "Zły czas dopiero się zaczyna"