Że jeśli będę miała dostatek, wygodne życie, nie będę musiała martwić się o przyszłość, to w końcu będę szczęśliwa.
Dlatego wyszłam za niego.
Nie było wielkiej miłości, motyli w brzuchu, romantycznych uniesień. Był rozsądek. Była stabilność. Był spokój, którego pragnęłam.
Wtedy nie wiedziałam, że to będzie mój największy błąd.
Na początku było pięknie.
Podróże, drogie restauracje, mieszkanie, którego nigdy nie mogłabym sobie pozwolić kupić sama. Jego pieniądze otwierały przede mną drzwi, które dotąd były zamknięte.
„Czy to naprawdę takie złe?” – pytałam siebie.
Nie czułam wyrzutów sumienia.
W końcu i tak byliśmy małżeństwem.
W końcu i tak obiecywałam mu „na dobre i na złe”.
Ale nikt nie powiedział mi, co naprawdę znaczy „na złe”.
Z czasem zaczęłam zauważać rzeczy, których wcześniej nie chciałam widzieć.
— To ja płacę za to wszystko — rzucił kiedyś mimochodem, kiedy się pokłóciliśmy.
Poczułam zimny dreszcz.
— Co masz na myśli?
— Gdyby nie ja, gdzie byś była? — uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach nie było ciepła.
Byłam żoną.
Ale przede wszystkim byłam długiem, który miał się spłacić wdzięcznością.
Pieniądze przestały dawać mi poczucie bezpieczeństwa.
Stały się kajdanami.
Bez niego nie miałam nic.
Nie mogłam odejść.
Nie miałam dokąd.
I nagle zrozumiałam, że sprzedałam swoją wolność.
Za dom, którego nie mogłam nazywać swoim.
Za życie, które nie było moje.
Dziś wiem, że nie można kupić szczęścia.
A już na pewno nie można sprzedać siebie i liczyć, że kiedyś się to nie zemści.
Bo kiedy tracisz siebie…
Nie zostaje ci nic.
To też może cię zainteresować: Karol Nawrocki zamienił życzenia dla kobiet w polityczny manifest. Jego słowa wywołały burzę
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Agnieszka Chylińska znów zaskoczyła. Emocje sięgnęły zenitu