— Powtórz — wyszeptałam, czując, jak serce wali mi w piersi.

Michał nie patrzył mi w oczy. Stał naprzeciwko mnie, jego dłonie nerwowo zaciskały się w pięści. Wcześniej tak pewny siebie, teraz wyglądał jak tchórz, który szukał wyjścia awaryjnego.

— Marta jest w ciąży — powiedział cicho.

Ciąża. Jego żona. Ta, którą miał zostawić. Ta, której podobno już nie kochał.

Dwa lata temu wszystko wyglądało inaczej.

Michał mówił, że między nim a Martą już nic nie ma. Że ich małżeństwo to tylko pozory, puste zobowiązanie. Że on nigdy nie czuł tego, co czuje do mnie.

„To tylko kwestia czasu” – powtarzał mi szeptem, kiedy leżeliśmy w moim łóżku.

„Wszystko się ułoży, obiecuję.”

„Jesteś dla mnie wszystkim.”

A ja mu wierzyłam.

Czekałam. Byłam cierpliwa. Wspierałam go, gdy mówił, że nie może tak po prostu odejść, bo trzeba to „dobrze zaplanować”. Wierzyłam, że kocha mnie, że jestem tą jedyną, że już wkrótce będziemy razem.

A teraz stał przede mną i mówił, że wraca do niej.

— To nie miało się tak skończyć… — szepnęłam.

— Muszę być przy niej. Przy dziecku — powiedział, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

— Przy dziecku? — powtórzyłam gorzko. — A co ze mną? Co z nami?

— Wiem, że to boli, ale… nie mogę tego zrobić.

Poczułam, jak całe moje ciało drży.

— A ja? — zacisnęłam zęby. — Ja nic dla ciebie nie znaczyłam?

Michał spojrzał na mnie na chwilę.

— Znaczyłaś. Ale to się skończyło.

Patrzyłam, jak wychodzi.

Bez żalu. Bez wahania.

A ja zostałam sama.

Z obietnicami, które nigdy nic nie znaczyły.

To też może cię zainteresować: Burza w Białym Domu! Dziennikarka ujawnia, jak Zełenski został wyrzucony

Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Pół życia pracowałam za granicą, żeby moja rodzina miała wszystko": Oni powiedzieli, że nic dla nich nie zrobiłam