Siedziałam w swoim ulubionym fotelu, patrząc przez okno na ogród, który pielęgnowałam przez tyle lat. Była wiosna. Kwiaty zaczynały kwitnąć, ptaki budowały gniazda. Czułam ciepłe promienie słońca na twarzy i myślałam, że to wszystko wciąż jest moje.

Ale nie dla mojej córki.

— Mamo, musimy porozmawiać — powiedziała, stając w progu salonu.

Marta. Moje jedyne dziecko, moja duma, moja radość. Zawsze wierzyłam, że wychowałam ją dobrze. Że będzie miała dla mnie serce.

— O czym, kochanie? — zapytałam spokojnie, choć coś w jej tonie sprawiło, że poczułam niepokój.

Westchnęła, jakby przygotowywała się na trudną rozmowę.

— O tobie. I o tym domu.

Zmarszczyłam brwi.

— Co z nim?

Usiadła naprzeciwko mnie, nachylając się lekko.

— Mamo, myślę, że powinnaś zamieszkać gdzieś, gdzie będziesz miała opiekę.

Poczułam, jak serce mi zamiera.

— Gdzieś, gdzie…?

— W domu opieki — powiedziała cicho, jakby bała się mojej reakcji.

Świat na chwilę przestał istnieć.

— W domu opieki? — powtórzyłam mechanicznie.

— Mamo, jesteś sama. Ten dom jest za duży. Trudno ci się tu poruszać, trudno dbać o wszystko…

— Dam sobie radę — przerwałam jej ostro.

— Ale…

— Dam sobie radę! — podniosłam głos, czego nie robiłam od lat.

Marta spojrzała na mnie z cierpliwością, jakiej nie znosiłam. Jakbym była dzieckiem, które nie rozumie, co jest dla niego dobre.

— Nie chcę tam iść — powiedziałam twardo.

— Ale mamo…

— Nie chcę.

Nie rozumiała.

Nie rozumiała, że ten dom to wszystko, co mi zostało.

Że każdy kąt kryje wspomnienia – śmiech mojego męża, dziecięcy tupot stópek Marty, zapach pieczonego chleba, który unosił się tu w każdą niedzielę.

Że jeśli mi to zabierze, to odbierze mi wszystko.

Przez kolejne dni wracała do tematu.

— Mamo, naprawdę nie chcę, żebyś była sama.

— Nie jestem sama. Mam ten dom.

— Ale ja się martwię…

— Martwisz się czy chcesz mieć spokój? — zapytałam ostro.

Zamilkła.

A ja zrozumiałam.

Dla niej byłam ciężarem.

Zamiast starego domu i starej matki, mogła mieć wygodne życie bez wyrzutów sumienia.

I wtedy dotarło do mnie, że moja córka, moje jedyne dziecko, nie widzi we mnie matki.

Tylko problem do rozwiązania.

Wieczorem usiadłam przy stole i patrzyłam na telefon.

Czekałam.

Czekałam, aż zadzwoni. Aż powie: Mamo, przepraszam. Mamo, zrozumiałam.

Ale telefon milczał.

I wtedy wiedziałam, że to ja już nie mam miejsca w jej życiu.

Tak jak ona chciała zabrać mi moje miejsce tutaj.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Przepisałam dom córce": Teraz twierdzi, że to już nie moje miejsce


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Dobre wieści dla seniorów. Niebawem na ich konta trafią wyższe świadczenia. O ile więcej otrzymają