Siedziałam przy kuchennym stole, wsłuchując się w znajome dźwięki domu, który był moim miejscem na ziemi przez całe życie. Drewniana podłoga cicho skrzypiała pod moimi stopami, zegar na ścianie odmierzał kolejne sekundy, a zza okna słychać było szum drzew, które sadziłam z mężem lata temu.

Ale to już nie był mój dom.

Nie według mojej córki.

— Mamo, musimy porozmawiać — powiedziała Marta pewnego popołudnia, siadając naprzeciwko mnie.

Uśmiechnęłam się ciepło.

— Oczywiście, kochanie. Co się stało?

Jej wzrok był chłodny, obcy.

— Chodzi o dom.

Serce mi zabiło mocniej.

— Co z nim?

— No bo… My z Piotrem myśleliśmy, że skoro już wszystko jest na mnie… to może powinnaś się przeprowadzić gdzieś indziej.

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.

— Gdzie indziej?

— Może do jakiegoś mieszkania? Małego, wygodniejszego…

Patrzyłam na nią w milczeniu, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.

— To jest mój dom, Marto. Twój ojciec i ja spędziliśmy tu całe życie. Wychowałam cię tutaj.

Westchnęła, jakby miała do czynienia z upartym dzieckiem.

— Wiem, mamo. Ale to już nie jest praktyczne. Dom jest duży, wymaga remontów, a ja…

Urwała, ale ja już wiedziałam.

— A ty chcesz go sprzedać — dokończyłam za nią.

Nie zaprzeczyła.

Rok wcześniej przepisałam jej dom. Wydawało mi się to najlepszym rozwiązaniem – Marta była moją jedyną córką, zawsze mówiła, że chce tu mieszkać, że to dla niej rodzinne gniazdo.

— Nie martw się, mamo, nic się nie zmieni! — mówiła, gdy podpisywałam dokumenty.

A teraz…

Teraz zmieniło się wszystko.

Próbowałam walczyć.

— Marto, przecież obiecałaś…

— Mamo, nie rób scen — ucięła sucho. — Po prostu chcemy żyć po swojemu.

— Ale to mój dom!

— Nie, mamo — spojrzała na mnie z niecierpliwością. — Już nie.

Wstała i podeszła do okna.

— Daliśmy ci czas, żebyś się oswoiła z myślą o przeprowadzce. Ale to już czas najwyższy.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.

Dali mi czas?

To był mój dom. Mój azyl. Każdy kąt miał swoją historię, każdy mebel niósł wspomnienia.

A teraz moja własna córka traktowała mnie jak niechcianego gościa.

Tydzień później zaczęła przynosić mi oferty mieszkań.

— Popatrz, to niedaleko. Możemy ci pomóc się spakować.

— Nie chcę się pakować.

— Mamo, proszę…

Nie chciała słyszeć mojego „nie”.

Nie chciała mnie tu.

I tak oto siedziałam w swoim salonie, wpatrując się w ściany, które znały każdy mój sekret.

Już nie moje ściany.

Już nie mój dom.

Bo teraz byłam tu tylko intruzem.

To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Brat zagarnął cały spadek po rodzicach": Mnie nie zostało nic


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Z życia wzięte. "Wychowałam dzieci, a one mnie zostawiły": Teraz nie mają czasu nawet na telefon