To był zwykły dzień, kiedy spojrzałam w lustro i prawie się nie rozpoznałam. Zmęczona twarz, siwe włosy związane w niedbały kok, cera bez blasku. Gdzie podziała się kobieta, którą kiedyś byłam? Kiedyś zawsze znajdowałam czas dla siebie, dbałam o wygląd, czułam się atrakcyjna.
Ale życie, obowiązki, rodzina – wszystko to sprawiło, że przestałam o sobie myśleć.
Tamtego dnia postanowiłam, że czas na zmiany. Poszłam do fryzjera, a potem do kosmetyczki. Zrobiłam nową fryzurę, odświeżyłam koloryt twarzy. Po latach poczułam, że robię coś tylko dla siebie. Kiedy patrzyłam na swoje odbicie po tych zmianach, czułam się lżejsza, młodsza, jakbym wracała do dawnej siebie.
Ale radość trwała krótko. Gdy wróciłam do domu, reakcja rodziny była daleka od tego, czego się spodziewałam. Mój mąż spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
– Nowa fryzura? Ile to kosztowało? – zapytał chłodno.
Córka, która przyszła z wnukami, dorzuciła swoje:
– Mamo, serio? Kosmetyczka? Na co ci to? Przecież masz już swoje lata.
Syn, który siedział na kanapie, zaśmiał się pod nosem.
– A może szykujesz się na jakieś randki?
Czułam, jak uśmiech znika z mojej twarzy.
– Nie chodzi o randki, nie chodzi o nikogo innego – odpowiedziałam spokojnie. – Chodzi o mnie. Chcę czuć się dobrze we własnej skórze. Czy to naprawdę tak dziwne?
– Mamo, masz wszystko, czego potrzebujesz – odparła córka, krzyżując ręce. – Po co wydawać pieniądze na takie rzeczy, skoro mogłabyś je przeznaczyć na coś bardziej sensownego?
Sensownego. Te słowa uderzyły mnie jak cios. Czy moje potrzeby były tak mało znaczące, że nie zasługiwały na uwagę? Przez lata poświęcałam się dla rodziny. Odkładałam własne marzenia, własne pragnienia, żeby dzieci mogły mieć lepsze życie. A teraz, kiedy w końcu zrobiłam coś dla siebie, słyszałam tylko krytykę.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta. Każdy mój wyjazd do fryzjera czy kosmetyczki wywoływał kolejne komentarze. Mąż narzekał, że to zbędny wydatek. Dzieci sugerowały, że próbuję „udawać młodszą”. Ale ja wiedziałam jedno – nie mogłam wrócić do dawnego życia, w którym byłam tylko tłem.
Pewnego dnia, podczas obiadu, rozmowa znów zeszła na moje „zbytki”.
– Mamo, naprawdę powinnaś przestać. W tym wieku chodzi o to, żeby być zdrowym, a nie wyglądać jak modelka – powiedziała córka.
Nie wytrzymałam.
– A czy zdrowie to tylko to, co fizyczne? – zapytałam, patrząc na nią stanowczo. – Czy zdrowie nie oznacza też tego, jak się czuję wewnętrznie? Czy naprawdę uważacie, że kobieta po sześćdziesiątce powinna tylko siedzieć w domu, gotować i oglądać telewizję? Czy nie mam prawa do normalnego życia, do poczucia, że wciąż jestem ważna?
Zapadła cisza. Nikt nie odpowiedział. Moje słowa wisiały w powietrzu jak ciężka chmura. Po chwili mąż wstał i wyszedł do pokoju, a dzieci milcząco zaczęły sprzątać stół.
Tego wieczoru długo myślałam o tym, co powiedziałam. Wiedziałam, że moje potrzeby nie są dla nich priorytetem, ale dla mnie były wszystkim. Zrozumiałam, że jeśli nie będę walczyć o swoje prawo do szczęścia, nikt nie zrobi tego za mnie.
Od tamtej pory przestałam tłumaczyć się z każdej wizyty u fryzjera czy kosmetyczki. Przestałam prosić o zgodę na bycie sobą. Rodzina może tego nie zrozumieć, ale ja wiem jedno – zasługuję na normalne życie. I mam prawo dbać o siebie, niezależnie od tego, co myślą inni. Bo nikt nie zna moich potrzeb lepiej niż ja sama.
To też może cię zainteresować: Z życia wzięte. "Z teściową nie robię podchodów, zawsze mówię jej, jak jest": Kto mógł wiedzieć, że tym razem się obrazi
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Trzymiesięczny Gabryś trafił do szpitala z gorączką. Dzień później chłopiec już nie żył. Rodzina chłopca oskarża personel szpitala o błąd