Kiedy jesteś młody, może to być każdy. Tak długo, jak jest to zabawne. Następnie, gdy dojrzewamy, nasza lista najbliższych osób staje się bardziej jak ułamek tego, co było na początku. I tak aż do końca, tylko przyjaciel lub kilku, dzieci i może kilku krewnych.
Osoba z wiekiem po prostu zaczyna bardziej cenić swój osobisty czas. Trudno jest mu poświęcać czas "jednorazowym" kolegom i dalekim znajomym. Lista znajomych w jego telefonie znika. I generalnie zmieniają się priorytety. Ale może to być szczególnie frustrujące dla tych, którzy nie spodziewali się takiego podejścia do własnej osoby.
Mój mąż kocha mnie za bezpośredniość i mam nadzieję, że mój syn pokocha mnie za to samo w przyszłości, kiedy dorośnie. Trzeba częściej mówić prawdę, nawet w twarz. To nie pogarsza sprawy. Tak właśnie komunikowałam się z moim mężem. Można powiedzieć, że mnie za to pokochał.
Nawet szef, czasem przez zaciśnięte zęby, chwali mnie za prostolinijność. To dobrze, że jestem mistrzem w swoim fachu i niełatwo mnie zastąpić. Dlaczego więc miałabym starać się nie być sobą w miejscu pracy? Mój krąg społeczny też jest wyrozumiały.
Nie mam wielu przyjaciół, ale wszyscy zostali już sprawdzeni setki razy. Ale moja teściowa w ogóle nie rozumie takiego podejścia. Uważa, że powinna istnieć między nami jakaś hierarchia, ponieważ ona jest starsza.
Powiedziałam jej: "Mamo, to nie tak, że cię lekceważę. Po prostu nie mogę milczeć, gdy ktoś zaczyna coś upiększać lub bagatelizować, taka już jestem, spróbuj to zaakceptować!" Ale nie sądzę, żebym kiedykolwiek uzyskała od niej zrozumienie.
To osoba starego formatu, której w głowie tylko jedno: najważniejsze, żeby wypaść dobrze w oczach ludzi. Tylko kiedy muszę w jakiś sposób porozumieć się z teściową, mój mąż czasami próbuje mnie odciąć. Rozumiem powody, rozumiem jego obawy. Ale nie jestem niegrzeczna, nie jestem cwana, po prostu wyrażam swoje myśli, które zresztą najczęściej okazują się słuszne.
Tylko trochę niewygodne dla reszty z nas. Ale to ich problem, nie mój, prawda? Mieliśmy kiedyś taki przypadek. Moja teściowa cały czas do nas przychodziła i próbowała nauczyć nas rozsądku. Między innymi dlatego, że synowa w jej oczach nie może być normalną kurą domową.
Powinna mieć czas na pracę, potem pracować w domu, siedzieć z dzieckiem itd. Rozumiem, że ta najbardziej idealna synowa musi też poświęcić sen. Ale to już jest tekst. W rewanżu zaczęłam teściowej pokazywać różne mądrości i know-how, które znalazłam w sieci. Jak lepiej prać, jak gotować, szyć i tak dalej.
Patrzę, a jej szczęka opada. Słucha moich opowieści i po prostu nie może uwierzyć w to, co usłyszała. Nawiasem mówiąc, nigdy nie użyję żarówki do zszywania skarpet mojego małżonka ani nie będę przechowywać surowych kości i resztek warzyw w zamrażarce na przyszły rosół.
Wszystko to wydaje mi się zbyt głupie i nieprzystające do normalnej egzystencji. Moja teściowa wręcz przeciwnie, uwielbia i docenia takie rozwiązania. Wysłuchała mnie, a potem powiedziała, że mogę być naprawdę dobrą gospodynią domową. Więc kusiło mnie, żeby powiedzieć jej prawdę. Że te wszystkie rady to nic więcej jak skostniałe i stare metody. Powiedziałam prawdę, że trzeba bardzo nie doceniać własnego czasu, żeby takie rzeczy wprowadzać w życie.
Krótko mówiąc, moja teściowa przestała przychodzić do mnie i mojego męża. Wydawałoby się, że nie miała powodu się obrażać. Znała mój charakter od dawna, wiedziała, że nie chcę nikogo urazić.
Myślałam, że jest między nami wszystko dobrze, ale okazało się, że nie do końca...Mój mąż zdecydował, że dobrze byłoby pojechać do jego matki, a naszemu synowi wypadł przedni ząb, co sprawiło, że wyglądał zabawnie. Nie miałam nic przeciwko, więc wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Niespodzianka, że tak powiem. Kto wiedział, że nie będziemy tam mile widziani?
Moja teściowa była w domu, rodzina szwagierki również przyjechała w odwiedziny. Wszyscy bardzo ładnie ubrani, ładnie pachnący. My też się przygotowaliśmy, ale nie spodziewaliśmy się tylu ludzi. Mój mąż próbował żartować, mówiąc, że powinniśmy pójść do sąsiadów po krzesła, ale moja teściowa nikogo nie słuchała.
Siedziała z naszym synem w ramionach przez jakieś pięć minut, potem dała mu czekoladki i gestem kazała mi iść do drugiego pokoju. I tam, na osobności, patrząc mi prosto w oczy, powiedziała mi, że lepiej, żebyśmy przyszli innego dnia tygodnia. Nie spodziewała się tylu gości. Kazała nam jechać do siebie.
I faktycznie powiedziałam to wszystko mojemu mężowi. Kwadrans później jechaliśmy samochodem do domu. W milczeniu patrząc na drzewa po bokach drogi.
Nie rozumiem, jak kobieta może wyrzucić syna i wnuka z własnego mieszkania? Wielu ludzi? Cóż, oni wszyscy są rodziną. Co z tego, że przyszli nieproszeni? Ponownie, nie jesteśmy w Stanach, by to robić. Jesteśmy inni. W ogóle jej nie rozumiem, mojej teściowej. Obraziłam ją, a ona odbiła to sobie na całej naszej rodzinie. To nie jest miłe. A po tym wszystkim, nie zamierzam być cicho w jej pobliżu. Całkowicie straciła moje zaufanie. Na zawsze.
O tym się mówi: Marian Lichtman przerwał milczenie. Ujawnił przyczynę odejścia Ryszarda Poznakowskiego