Kiedy mój syn przyprowadził do domu swoją wybrankę, byłam pełna nadziei. Była młoda, uśmiechnięta, wydawało się, że idealnie pasuje do naszej rodziny. Myślałam, że teraz, gdy syn założy własną rodzinę, wreszcie poczuję ulgę, a obowiązki domowe nie będą już na mojej głowie. W końcu całe życie pracowałam dla nich – wychowywałam dzieci, gotowałam, sprzątałam, robiłam wszystko, co tylko mogłam, by dom był miejscem pełnym ciepła.
Jednak rzeczywistość szybko sprowadziła mnie na ziemię.


Zaczęło się od drobnych rzeczy. Po ślubie synowa wprowadziła się do naszego domu. Myślałam, że to chwilowe, dopóki nie staną na nogi, ale z czasem zauważyłam, że ona nawet nie próbuje przejąć części domowych obowiązków. Kuchnia zawsze była moim królestwem, ale oczekiwałam, że teraz synowa zacznie coś robić. Tymczasem ona siedziała w telefonie, oglądała seriale, a kiedy wspominałam o obiedzie czy sprzątaniu, patrzyła na mnie jak na intruza.


– „Mamo, ale ja nigdy nie gotowałam,” powiedziała kiedyś, gdy zapytałam, dlaczego nie chce nauczyć się przygotowywać prostych dań. „A sprzątanie? Po co się tak męczyć? Przecież ty to zawsze robiłaś najlepiej.”


Każde jej słowo było jak nóż w serce. Byłam zmęczona. Mam 70 lat, moje ręce już nie są takie sprawne, a plecy odmawiają posłuszeństwa. Ale mimo to wciąż musiałam wszystko robić sama – od gotowania, przez pranie, aż po sprzątanie całego domu. Synowa nawet nie pomyślała, żeby mi pomóc. Nawet gdy zostawiała swoje naczynia na stole, wiedziałam, że prędzej zgniją, niż ona je zmyje.


Syn był w tym wszystkim niewidoczny. Wracał z pracy późno, zmęczony, i nie chciał słuchać o problemach w domu. Za każdym razem, gdy próbowałam z nim porozmawiać, machał ręką i mówił:


– „Mamo, daj spokój. Asia ma swoje życie, a ty zawsze przesadzasz.”


Nie przesadzałam. Byłam u kresu sił. Pewnego dnia, kiedy w kuchni znowu znalazłam stertę brudnych naczyń po synowej, a kosz na śmieci był przepełniony, nie wytrzymałam. Poszłam do jej pokoju i powiedziałam:


– „Asiu, nie mogę tak dłużej. Jestem stara, a ty jesteś młoda. Czy naprawdę nie możesz mi pomóc? Czy uważasz, że moim obowiązkiem jest robić wszystko za ciebie?”


Spojrzała na mnie z irytacją, jakby moje słowa ją urażały.


– „Ale ja nie prosiłam cię, żebyś to robiła,” odpowiedziała chłodno. „Jeśli cię to męczy, to po prostu przestań.”


Czułam, jak coś we mnie pęka. Po raz pierwszy w życiu chciałam krzyczeć, płakać, wyrzucić z siebie cały ból i frustrację, które narastały przez miesiące. Ale zamiast tego po prostu odwróciłam się i wyszłam.


Dziś żyję w domu pełnym napięcia. Codziennie zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Dlaczego moja synowa nie widzi, ile pracy wkładam w to, by ten dom funkcjonował? Dlaczego mój syn nie staje po mojej stronie? Czuję się jak służąca we własnym domu, bez wsparcia i bez nadziei, że coś się zmieni. Może po prostu muszę zaakceptować, że nie wszyscy rozumieją wartość pracy i poświęcenia – nawet najbliżsi.


To też może cię zainteresować: Decyzja zapadła. Nie zobaczymy Małgosi i Pawła Borysewiczów w świątecznym odcinku programu "Rolnik szuka żony". O co poszło


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Prosty trik na piękne kwiaty grudnika w Boże Narodzenie. Domowy płyn pobudzi kwiaty do kwitnięcia