Nawet stojąc na skraju grobu, nie porzucił swoich zasad — gdy dowiedział się o strasznej diagnozie, sporządził testament. Nikomu jednak nie zdradził jego treści. Chyba chciał zrobić niespodziankę i zrobił, ku "uciesze" wszystkich... pokłócił się z moją siostrą i ze mną na całe życie, bez szans na pojednanie. A istota problemu polega na tym, że zgodnie z tym testamentem cały majątek, łącznie z mieszkaniem, domkiem letniskowym, samochodem i jakimiś oszczędnościami pieniężnymi, przypadł synowi, czyli mnie.
Córce nie zostawił zupełnie nic, ani grosza. Do testamentu dołączona była notatka wyjaśniająca od mojego ojca. Zgodnie z nim, decyzja ta była spowodowana udanym małżeństwem mojej siostry. Mówi się, że jej mąż jest bogatym przedsiębiorcą, więc niczego nie potrzebuje.
Mąż Natalii jest milionerem i zabiera ją na Malediwy dwa razy w roku, albo do Nicei. A ja jestem spawaczem w małej firmie, zarabiam marne grosze, z których większość oddaję na kredyt hipoteczny i pożyczkę. Oczywiście nie odmówiłem zapisanej w testamencie nieruchomości — to rozwiązuje wszystkie nasze problemy naraz. Szansa na przyszłość!
Oczywiście moja siostra nie była z tego powodu zadowolona. Trzy dni po ogłoszeniu testamentu przyszła do mnie z pretensjami. Dlaczego nie zrobiła tego od razu?
- Oczywiście szanuję wolę ojca — zaczęła, siadając ostrożnie na brzegu sofy w moim salonie — ale czy nie uważasz, że ten testament jest niesprawiedliwy? Ty już masz życie jak pączek w maśle, a ja jestem zadłużona i liczę każdy grosz. Tata też nie był głupcem, wiedział, co robi. Ale i tak powinieneś dać mi połowę. Tak byłoby przynajmniej sprawiedliwie. Poza tym jestem kobietą i...
- Masz męża — przerwałem siostrze — on zapewnia ci wszystko.
Rozmowa zakończyła się na wysokim tonie, ale tym razem nie doszło do otwartej kłótni. W rzeczywistości w pewnym momencie przyszło mi do głowy, że powinienem podzielić się czymś z Natalią, ale odepchnąłem to od siebie. W końcu nie jestem nic winien mojej siostrze, a testament jest dokumentem poświadczonym notarialnie. Kilka dni później siostra przyszła do mnie w towarzystwie swojego męża, łysego, ale ogólnie brutalnego wuja o przeszywających złych oczach. Temat rozmowy był ten sam: podział spadku po rodzicach z naciskiem na "sprawiedliwość" i "poczucie braterskiego obowiązku".
Zaczęli naciskać na mnie, bym oddał jej połowę tego, co zapisał mi w testamencie ojciec, jednak pokazałem im drzwi. Postanowili pójść z tym do sądu. Kłamali, że ojciec był niespełna rozumu, gdy zapisywał swoją ostatnią wolę, że nakłoniłem chorego umysłowo człowieka do rozporządzenia majątkiem na moją korzyść.
Tym razem moja siostra i jej mąż ponieśli porażkę, ale kiedy wychodzili z budynku sądu po podjęciu decyzji o odrzuceniu roszczeń, zaczęli mi grozić: - I tak zabiorę wam spadek. Cały, nie połowę. Powinieneś był posłuchać wcześniej, teraz będziesz żałował — wykrzyczała siostra.
Tak oto skłócony ze wszystkimi ojciec, zza grobu skłócił całkiem zgodne rodzeństwo... Dzięki tato...
O tym się mówi: Z życia wzięte. "Nie podoba ci się sposób, w jaki zmywam naczynia, to sama pozmywaj": Wnuczka była bezczelna w odpowiedzi na moją niewinną uwagę