Nigdy nie poznałam swojej biologicznej matki. Wiedziałam tylko, że oddała mnie, gdy byłam niemowlęciem, i że całe życie spędziłam w domu zastępczym, przerzucana z jednej rodziny do drugiej. Dorastałam z poczuciem, że nie byłam nikomu potrzebna. Gdy byłam starsza, zaczęłam rozumieć, że zostałam porzucona, że matka z własnej woli postanowiła mnie zostawić. W głębi duszy budził się we mnie gniew, a czasem wręcz nienawiść. Wyobrażałam sobie, że pewnie prowadzi teraz wygodne życie, całkowicie zapominając o moim istnieniu.


Aż do dnia, kiedy spotkałam ją przypadkiem.


Byłam na zakupach, spieszyłam się do pracy. Mijając ulicę, zauważyłam starszą kobietę siedzącą na chodniku, z ręką wyciągniętą po jałmużnę. Jej twarz była pokryta zmarszczkami, a oczy miały wyraz zmęczenia i rozpaczy. Przeszłam obok niej, ale coś kazało mi spojrzeć jeszcze raz.


– „Przepraszam…” – zaczęła cicho, wyciągając dłoń. W jej głosie było coś znajomego, coś, co sprawiło, że poczułam dziwny ucisk w piersi.


Zatrzymałam się, patrząc na nią. I wtedy mnie olśniło. To była ona. Moja biologiczna matka.


Serce zaczęło bić szybciej. Przez chwilę czułam mieszaninę szoku, złości i satysfakcji. Oto kobieta, która mnie porzuciła, żebrze na ulicy, całkowicie zapomniana przez świat. Zasłużyła na to – myślałam z chłodnym spokojem. Zasłużyła na ten los, za wszystkie lata, które spędziłam w samotności i cierpieniu, za wszystkie te noce, kiedy zastanawiałam się, dlaczego mnie nie chciała.


– „Nie pamiętasz mnie, prawda?” – zapytałam, a w moim głosie słychać było gorycz.
Spojrzała na mnie zdezorientowana, próbując sobie przypomnieć.


– „Przepraszam, kochanie… Nie rozumiem…” – odpowiedziała, a jej głos był cichy i pełen smutku.


– „Jestem twoją córką. Tą, którą zostawiłaś wiele lat temu” – powiedziałam lodowatym tonem.


Zobaczyłam, jak jej oczy się rozszerzają, a twarz zalewa fala przerażenia i wstydu. Zaczęła drżeć, jakby nagle dopadły ją wszystkie grzechy przeszłości.


– „Ja… ja… musiałam… to była trudna decyzja” – wykrztusiła, szukając słów, które mogłyby ją usprawiedliwić.


– „Trudna decyzja?” – przerwałam jej. „Oddałaś mnie, a ja dorastałam, czując się nic niewarta. A teraz… teraz widzę, że skończyłaś tutaj, na ulicy. Może właśnie na to zasłużyłaś.”


Jej oczy zaszkliły się, a łzy zaczęły spływać po policzkach. Siedziała tam, patrząc na mnie, jakby nie mogła uwierzyć, że oto stoi przed nią ktoś, kogo straciła wiele lat temu. Nie powiedziałam jej ani słowa więcej. Odwróciłam się i odeszłam, czując, jak coś we mnie pęka.


Ale kiedy już byłam daleko, poczułam ciężar w sercu. Zrozumiałam, że to spotkanie, choć pełne gniewu i nienawiści, pozostawiło we mnie coś jeszcze – coś, co nigdy nie pozwoli mi zapomnieć.


To też może cię zainteresować: Katarzyna Grochola pilnie hospitalizowana. Dorota Szelągowska apeluje o wsparcie


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: Osmolone stare patelnie lśnią jak nowe. Proste sposoby czyszczenia naczyń kuchennych