Kiedyś wszystko było inne. Nie było ulg, nie było wsparcia, nie było żadnych dodatkowych pieniędzy. Dzieci wychowywało się z tego, co się miało, a często nie było tego wiele. Każdy dzień był walką o przetrwanie, o zapewnienie dzieciom jedzenia, odzieży, i dachu nad głową.

Pamiętam, jak sama musiałam radzić sobie z trudami życia, jak bez przerwy pracowałam, by moje dzieci miały wszystko, czego potrzebowały. Teraz, gdy patrzę na młode matki, które korzystają z wszelkich możliwych świadczeń, coś we mnie pęka. Czy naprawdę nikt już nie zna wartości ciężkiej pracy? Czy naprawdę zapomniano, co znaczy poświęcenie?


Wychowałam trójkę dzieci, całkowicie sama. Mój mąż odszedł, kiedy najmłodszy miał zaledwie dwa lata. Zostawił mnie z trójką małych dzieci, bez grosza, bez wsparcia. Był to czas, kiedy państwo nie pomagało matkom takim jak ja. Nie było żadnych zasiłków, żadnych dopłat.

Musiałam liczyć wyłącznie na siebie. Pracowałam dniami i nocami, często kosztem snu, zdrowia, i własnych potrzeb. Dzieci były moim priorytetem, ale każdy dzień to była walka.


Pamiętam zimne, ciemne poranki, kiedy wychodziłam z domu, żeby dorobić sobie sprzątaniem, a dzieci zostawały same. Przypominam sobie ich głodne oczy, kiedy jedliśmy, co tylko udało mi się zdobyć – skromne posiłki, które musiały wystarczyć na kilka dni. Często marzyłam o tym, żeby chociaż przez chwilę mieć pomoc, żeby ktoś podał mi rękę, ale wiedziałam, że nie ma na to szans. Miałam tylko siebie i swoje dzieci. Wiedziałam, że muszę być dla nich silna, bo jeśli ja się poddam, to kto się nimi zajmie?


Z biegiem lat moje dzieci dorastały, a ja patrzyłam z dumą, jak stają się samodzielne, mimo wszystkich trudności, jakie musieliśmy pokonać. Czułam, że całe to poświęcenie miało sens, że nie złamałam się pod ciężarem życia, które było pełne wyrzeczeń. Zawsze wierzyłam, że praca i wysiłek to klucz do sukcesu. To ja nauczyłam swoje dzieci, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach, jak walczyć o lepsze jutro, nawet kiedy świat wydaje się być przeciwko tobie.


Jednak teraz, kiedy patrzę na młode matki, które dostają wszystko podane na tacy, czuję, że coś się zmieniło. Gdzie jest ten duch walki? Gdzie jest poświęcenie? Matki, które znam dzisiaj, siedzą w domach, otrzymują świadczenia, zasiłki i różnego rodzaju wsparcie finansowe. A jednak często słyszę, jak narzekają, że to wszystko za mało, że potrzebują więcej. Patrzę na nie i nie mogę uwierzyć, jak bardzo zmienił się świat.


Czasem idę do sklepu i widzę, jak te młode kobiety, z dziećmi na rękach, bezwstydnie wyciągają ręce po kolejne świadczenia. Jak narzekają na rząd, że zasiłki są zbyt niskie, że to, co dostają, nie wystarcza. I za każdym razem zadaję sobie to samo pytanie: gdzie jest ta chęć do pracy, którą ja musiałam w sobie znaleźć? Gdzie jest ta siła, by stawić czoła trudnościom, zamiast ciągle narzekać?


Młode matki, które teraz spotykam, wydają się zapominać, że wychowanie dzieci to nie tylko kwestia pieniędzy, ale przede wszystkim poświęcenia i odpowiedzialności. Oczekują, że państwo zrobi wszystko za nie. A przecież ja nie miałam nic. Gdybym ja miała choćby ułamek tego, co dostają teraz, byłabym wdzięczna losowi. Ale nigdy nie żądałam. Nigdy nie oczekiwałam, że ktoś da mi więcej. Pracowałam, walczyłam, bo wiedziałam, że moje dzieci są warte każdego poświęcenia.


Kiedy rozmawiam z młodymi matkami, czuję, jak bardzo nasze światy się różnią. One mają wszystko – świadczenia, zasiłki, dodatki – a mimo to wciąż narzekają. Mówią mi, że nie wiedzą, jak sobie poradzić, że życie jest takie trudne. Wtedy patrzę na nie i przypominam sobie te dni, kiedy zrywałam się z łóżka, bo musiałam zarobić na chleb dla moich dzieci. Przypominam sobie noce spędzone na szyciu ubrań, na sprzątaniu cudzych domów, żeby tylko przetrwać kolejny tydzień.


Czy naprawdę te matki nie widzą, jak wiele mają? Czy naprawdę nie potrafią docenić tego, że ktoś wyciąga do nich rękę, kiedy ja musiałam iść przez życie sama? Może właśnie dlatego, że miały wszystko podane, nie rozumieją, co to znaczy walczyć. Może dlatego, że zawsze mogły liczyć na pomoc, nigdy nie nauczyły się, jak stawiać czoła przeciwnościom.


Nie wiem, co czeka ich dzieci. Ale wiem jedno: wychowanie to nie tylko dawanie pieniędzy i czekanie na wsparcie od państwa. To praca, to wyrzeczenia, to nauka odpowiedzialności. Moje dzieci może nie miały luksusów, ale nauczyłam je, jak przetrwać, jak walczyć o swoje, jak nie poddawać się nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się stracone.


I choć czasem czuję się zapomniana, widząc te młode matki, które wydają się mieć wszystko, wiem, że to, co zrobiłam, ma wartość. Wychowałam swoje dzieci sama, bez pomocy, bez zasiłków, bez świadczeń. I jestem z tego dumna.


To też może cię zainteresować: Robert Lewandowski ma powody do zadowolenia. Ogłosili to tuż po ostatnim meczu


Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: O Grażynie Torbickiej znowu jest głośno. Trudno się dziwić, patrząc na jej najnowsze zdjęcia