Zawsze było dla niej ważne, co pomyślą o niej ludzie. Dlatego najpierw dała mi "w prezencie" mieszkanie na ślub, choć nigdy nie załatwiła formalności, a potem wprowadziła do mieszkania moją młodszą siostrę jako właścicielkę.
Pochodzę ze wsi niedaleko stolicy i mieszkałam tam do końca szkoły. Dostałam się na uczelnię w stolicy i żeby nie wracać do domu i nie spędzać czterech godzin dziennie w podróży, przeniosłam się do akademika.
Szczerze mówiąc, nie chciałam wracać do domu. Nic dobrego mnie tam nie czekało. Naszą rodzinę tylko na pierwszy rzut oka można nazwać wzorową. Wszystko wygląda dobrze: mama, tata i dwie córki, jedna studentka, druga uczennica. Moi rodzice pracują, mama jest pomniejszym urzędnikiem, a tata pracował jako kierowca w sklepie.
Nigdy jednak nie było między nami wielkiej bliskości, mama zawsze była na mojej głowie, późno urodziła moją siostrę, a dzieli nas prawie dziesięć lat różnicy. Mój tata też nie był zagorzałym człowiekiem rodzinnym, wolał spędzać wolny czas w garażu, łowić ryby lub przynajmniej w domu na kanapie przed telewizorem. Nie zajmował się mną i moją siostrą, bo zawsze chciał mieć syna.
Po ukończeniu studiów wyszłam za mąż za mojego dawnego kolegę z klasy, Tomka. Był miejscowym i mieliśmy mieszkać z jego rodzicami przez jakiś czas po ślubie, a potem oszczędzać na własne mieszkanie. Jednak moja mama zdecydowała się na miły gest. Podczas gratulacji powiedziała, że daje mi i mojemu mężowi mieszkanie. Był to niespodziewany krok, ale moja mama zawsze wyznawała zasadę, że "dobry wygląd jest więcej wart niż pieniądze".
Dlatego zrobiła taki prezent, uroczyście wręczając mi klucze. Potem jednak szepnęła, że jeszcze przez miesiąc będą tam mieszkać lokatorzy. Ale mieszkanie z teściami przez miesiąc nie było tak straszne.
Chociaż powiedziała, że da mi prezent, moja matka nie spieszyła się z ponownym wydaniem dokumentów. Zawsze miała ważniejsze rzeczy do zrobienia, a potem powiedziała, że już ją załatwiłam moimi wiecznymi przypomnieniami i jeśli nie zostawię jej w spokoju, to w ogóle nic nie sporządzi. Krótko mówiąc, zmarnowałam pieniądze na mieszkanie, nigdy więcej go nie zobaczę.
Postanowiliśmy z mężem oszczędzać na własny dom, tak jak pierwotnie planowaliśmy. Ale urlop macierzyński pokrzyżował nasze plany. Urodziłam dwa lata po ślubie. Oczywiście nie było mowy o żadnych oszczędnościach. Jeszcze rok dzielił mnie od zakończenia urlopu macierzyńskiego, kiedy na głowę spadła mi młodsza siostra. Pewnego pięknego dnia, bez ostrzeżenia, pojawiła się na progu z walizką.
"Matka powiedziała, że będę tu mieszkać" - powiedziała, domagając się pokoju. Telefon do matki potwierdził, że tak właśnie było. "Twoja siostra musi studiować, jak myślisz, gdzie powinna mieszkać?" - "W akademiku, tak jak ja kiedyś mieszkałam! Mam małe dziecko i męża w domu. Dałaś mi to mieszkanie!
Siostra wciąż narzekała na hałasy, jakie robiło moje dziecko. Miałam dość pretensji i życia z moją siostrą. Rewelacją było też to, że mama przysyłała mi pieniądze na jej utrzymanie. Dała je mojej siostrze, która skutecznie je roztrwoniła, a teraz je na nasz koszt.
Mój mąż i ja skonsultowaliśmy się i zdecydowaliśmy, że będziemy mieszkać z moimi teściami przez pozostały czas, zanim skończę urlop macierzyński. Będzie taniej pod każdym względem. Moja matka może zajmować się moją siostrą i mieszkaniem, jak jej się podoba. Nie potrzebuję już od niej takich prezentów. Wyprowadzamy się w przyszłym tygodniu. Nie powiedziałam nic mamie, chciałam, żeby to była niespodzianka.
Zerknij: Taką emeryturę otrzymuje Agnieszka Fitkau-Perepeczko. Jej wpis daje do myślenia
O tym się mówi: Wojciech Szczęsny oficjalnie w Barcelonie. Tak zareagowali na to kibice